[b]Rz: Firmy zwalniają pracowników, co oznacza, że powiększy się grupa osób, które mają problem z płaceniem rachunków na czas. Jest pan jako windykator zadowolony z takiego stanu rzeczy?[/b]
[b]Krzysztof Matela:[/b] Jestem bardziej Polakiem niż windykatorem. Na wszelkie niekorzystne ruchy makroekonomiczne patrzę z niepokojem. Firmy zwalniają pracowników nie tylko z powodu optymalizacji kosztów, ale również dlatego, że chcą przygotować się do przetrwania okresu recesji. Można się spodziewać także napływu emigrantów, którzy ze względu na kryzys stracili pracę za granicą. Najprawdopodobniej osoby te zasilą szeregi bezrobotnych w Polsce.
[b]To chyba dobrze wpłynie na wasz biznes? Idą dobre czasy dla windykatorów.[/b]
Ruchy recesyjne obniżają rentowność przedsiębiorstw, czego skutkiem jest zwiększenie się ilości zobowiązań na rynku wynikających z rozliczeń między firmami. Z drugiej strony rosnące bezrobocie i zatrzymanie wzrostu wynagrodzeń, a nawet ich obniżanie, powoduje wzrost zadłużenia gospodarstw domowych. W związku z tym mamy więcej pracy, ponieważ obsługujemy większą liczbę wierzytelności. Trzeba wziąć pod uwagę, że trafiające do nas długi niekoniecznie będą wysokiej jakości. Zarówno przedsiębiorstwa jak i gospodarstwa dysponują mniejszą ilością gotówki. Trudniej im będzie w warunkach obniżenia koniunktury regulować swoje przeterminowane zobowiązania. W związku z tym, mimo że będziemy mieli większą ilość wierzytelności w obsłudze, niekoniecznie wpłynie to na znaczące zwiększenie poziomu rentowności branży.
W chwili, gdy dłużnicy mają do zapłacenia więcej zobowiązań, niż są w stanie uregulować, w pierwszej kolejności spłacają te, których niespłacenie wiąże się z największymi sankcjami i reperkusjami. Na przykład, najbardziej istotne dla Polaków są alimenty, potem czynsz, następnie raty kredytu hipotecznego. Dopiero w dalszej kolejności płacone są rachunki za prąd, wodę i gaz. Mandat za jazdę bez ważnego biletu czy abonament radiowo-telewizyjny są z reguły ustawiane na samym końcu kolejki.