Nie pudrować zwyrodniałych rynków

- Pod nazwą „romantyczna przygoda globalizmu”, o której pisze Tomasz Wróblewski, kryje się apoteoza swobód działania rynku - pisze Marian Guzek, prof. międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Handlu i Prawa im. R. Łazarskiego w Warszawie

Publikacja: 03.04.2009 01:20

Red

Pod nazwą „romantyczna przygoda globalizmu”, o której pisze Tomasz Wróblewski ([link=http://www.rp.pl/artykul/9157,280848_Wroblewski__Reagan_przewraca_sie_w_grobie.html]„Reagan przewraca się w grobie”[/link], „Rz” 24.03.2009), kryje się apoteoza swobód działania rynku. Swobody te zapewniały bowiem „zbliżenie narodów i kultur”, a „przygoda zbliżania” – skoro autor nazywa ją romantyczną – musiała wynikać z marzeń uczestników rynku, zwłaszcza decydujących o sposobach jego funkcjonowania.

W ostatnich latach wśród uczestników rynku byli potentaci bankowi, pociągający za sznurki giełd finansowych w skali globalnej zgodnie ze swoimi marzeniami kreującymi powódź pustych pieniędzy i papierów wartościowych z fikcyjną wartością. Było pięknie i nastrojowo. Ale, niestety, to już się skończyło – stwierdza autor.

[srodtytul]Angela Merkel jak Róża Luksemburg[/srodtytul]

W operacjach „pudrowania” zwyrodniałych rynków finansowych bierze udział wielu naszych publicystów. Są oni w większości godnymi szacunku autorami, pragnącymi ostrzegać społeczeństwo przed lewicowymi „przegięciami”, które w efekcie mogą zagrażać nam i całemu światu powrotem komunizmu. Do tej grupy należy Tomasz Wróblewski. Nie można jednak nie zauważyć niepokojącej przesady w realizowaniu przez niego takiego zamiaru.

Autor nie zadowala się rozpowszechnionymi w ideologii neoliberalnej twierdzeniami, że każdy interwencjonizm jest fatalny, a urzędnik to raczej szkodnik aniżeli postać pozytywna. W ostrzeganiu przed wszechwładzą państwa i groźbą restytucji komunizmu autor zdobywa się na odwagę podejrzewania przywódców największych mocarstw zachodnich o nosicielstwo – z zamiarem zaszczepiania ludzkości – nadmiernie lewicowych przekonań i zamiarów ich realizacji.

W jego oczach premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown jest w swych poglądach bliższy liderowi strajkujących górników aniżeli walczącej z nim Margaret Thatcher. W świetle jego wywodów niemieckiej kanclerz Angeli Merkel niewiele brakuje do Róży Luksemburg, a Barack Obama ma głowę przeładowaną ideami, których nie powstydziłby się wczesny Lenin. To są potencjalni kandydaci na przyszłych ciemiężców narodów przy pomocy aparatu władzy ponadnarodowej, przypominającej sztab międzynarodówki komunistycznej.

W kierunku instytucji o zwiększonych uprawnieniach regulacyjnych o charakterze ponadnarodowym wobec wolnych rynków ewoluuje już Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zdaniem autora „nieważne, czy będzie to MFW na sterydach, czy, jak woli Angela Merkel, zupełnie nowy twór, szybko zacznie pukać do naszych drzwi”.

[srodtytul]Szacunek dla państwa[/srodtytul]

Obowiązek zawodowy nakazuje mi polemizować z poglądami Tomasza Wróblewskiego, natomiast doświadczenie życiowe upoważnia mnie do zaapelowania do wszystkich zwolenników ideologii neoliberalnej, aby w jej publicznym głoszeniu zachowali większy umiar.

Należę do grupy około 10 tysięcy byłych licealistów, do drzwi których – w okresie głębokiego stalinizmu pierwszych lat 50. – zapukali ubecy z nakazami aresztowania za działalność w ponad 500 organizacjach antykomunistycznych w szkołach średnich, których członkowie pragnęli przywrócenia demokratycznego ustroju Polski wraz z wolnym rynkiem. Za to „przestępstwo” otrzymywali wyroki nie mniejsze niż pięć lat więzienia lub obozu pracy.

Obecnie wszyscy jesteśmy zaniepokojeni sygnałami o narastającym ubóstwie szerokich rzesz ludności w różnych krajach, gdyż już jako nastolatkowie wiedzieliśmy, na jakim gruncie społecznym zrodził się bolszewizm (zresztą i hitleryzm). Sądzę, że w ich imieniu, a także w imieniu innych kombatantów, do drzwi których pukało UB, powinienem ostrzegać społeczeństwo przed wszelkimi działaniami zwiększającymi prawdopodobieństwo powrotu komunizmu. Do takich zagrożeń należy zaliczyć zwalczanie regulacyjnej działalności demokratycznych państw wobec rynków zwyrodniałych, powodujących masowe zubożenie społeczeństw i rozległe bezrobocie. Wtedy bowiem do władzy mogą dojść – w miejsce krytykowanych przez autora przywódców – prawdziwi dyktatorzy o orientacji komunistycznej.

[wyimek]Rynki zwyrodniałe powodują masowe ubożenie społeczeństw i rozległe bezrobocie. Wtedy do władzy mogą dojść prawdziwi dyktatorzy o orientacji komunistycznej[/wyimek]

Namawiam więc Tomasza Wróblewskiego, aby odstąpił od propagowania lekceważących instytucję państwa wypowiedzi typu: „godna podziwu jest pycha i wiara urzędników, że oni sami są w stanie lepiej urządzić świat, niż bankowcy, klienci i księgowi robili to od setek lat”.

To nie bankowcy, klienci i księgowi otrzymują od suwerena, jakim jest społeczeństwo, uprawnienia do realizowania jego interesów zbiorowych. Uprawnienia takie w ustroju demokratycznym otrzymuje państwo i realizuje je poprzez swe organy. Bezpośrednimi wykonawcami tych uprawnień są funkcjonariusze państwowi nazywani urzędnikami, którzy powinni być szanowani. Czyniący szkody lub niezasługujący na szacunek powinni być usuwani. Jeśli nie są, to oznacza złe funkcjonowanie organów państwa bądź wadliwy system sprawowania władzy.

[srodtytul]Nie ma jednego rynku[/srodtytul]

Między państwem i podmiotami gospodarującymi występuje podział funkcji. Podmioty te prowadzą działalność gospodarczą, kierując się kryterium racjonalności indywidualnej. Organy państwowe nie powinny prowadzić bezpośredniej działalności gospodarczej, gdyż – jak pokazał komunizm – nie nadają się do tego. Ich główna rola to regulacja działalności podmiotów indywidualnych i przedsiębiorstw oraz stwarzanie dla nich jak najlepszych warunków. Niesłuszne jest hasło rozpowszechniane przez zwolenników ideologii neoliberalnej: „oby (państwo) tylko nie przeszkadzało gospodarce”, gdyż państwo, kierujące się kryterium racjonalności ogólnonarodowej, musi uniemożliwiać działania podmiotów gospodarujących szkodliwe dla społeczeństwa.

Ponieważ nie ma jednego rynku gospodarki, lecz ich zbiór, państwo musi je koordynować, a więc modyfikować ich samoregulację, nawet jeżeli dokonuje się ona na rynkach niezniekształcanych patologią. W prawidłowo działającym państwie musi istnieć komplementarność, czyli wzajemne uzupełnianie się, funkcji rynku i funkcji państwa.

Regulacyjna wobec funkcjonowania rynku działalność państwa wchodzi w zakres interwencjonizmu. Jeżeli w jakimś okresie interwencjonizm jest wadliwy lub występuje jego brak tam, gdzie powinien istnieć, może to być źródłem nieprawidłowego działania rynku, np. finansowego, bądź nawet jego degeneracji. Według ideologii neoliberalnej rynek zdegenerowany przez jego uczestników to też rynek wolny.

Otóż nie, może on bowiem mieć wtedy ograniczoną samoregulację, a czynnikiem wywołującym to ograniczenie może być działanie któregoś z uczestników rynku powodujące istotne odchylenie ceny od prawidłowego poziomu rynkowego. Takie działanie może być nazwane patologicznym „interwencjonizmem wewnętrznym”, pozbawiającym rynek jego właściwości rynku wolnego. Rynek wolny to nie znaczy rynek samowoli, lecz respektujący odpowiednie reguły wynikające z definicji rynku.

[srodtytul]Prawo suwerena[/srodtytul]

Jeżeli zasięg patologii rynkowej jest międzynarodowy, to do jej eliminowania może być niezbędny międzynarodowy interwencjonizm. Nie musi on się łączyć – jak sądzi Wróblewski – z tworzeniem organów ponadnarodowych poza ugrupowaniem integracyjnym, a tym bardziej o zasięgu ogólnoświatowym.

Zamiast przekazywać część swojej kompetencji własnej na rzecz organizacji międzyrządowej, każde państwo członkowskie może zachować swoje prawa suwerenne. Uczestnictwo w międzynarodowym interwencjonizmie może przebiegać w formie koordynowania polityki w różnych dziedzinach, np. handlowej – WTO, lub walutowej – MFW.

Rozumiem pozytywny charakter motywów autora oraz wielu innych publicystów niedostrzegających zagrożeń, które tkwią w ideologii neoliberalnej (lecz nie w naukowej teorii liberalizmu gospodarczego, która może być prawidłową podstawą polityki gospodarczej wraz z niezbędnym interwencjonizmem państwa). Proponuję jednak przeciwdziałać powrotowi komunizmu roztropniej.

Pod nazwą „romantyczna przygoda globalizmu”, o której pisze Tomasz Wróblewski ([link=http://www.rp.pl/artykul/9157,280848_Wroblewski__Reagan_przewraca_sie_w_grobie.html]„Reagan przewraca się w grobie”[/link], „Rz” 24.03.2009), kryje się apoteoza swobód działania rynku. Swobody te zapewniały bowiem „zbliżenie narodów i kultur”, a „przygoda zbliżania” – skoro autor nazywa ją romantyczną – musiała wynikać z marzeń uczestników rynku, zwłaszcza decydujących o sposobach jego funkcjonowania.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację