Dług jak spalony w piłce nożnej

Polski rząd staje przed dylematem starym jak świat. Dobrze mogą go zrozumieć kibice piłki nożnej. Czy można zawiesić zasadę, zgodnie z którą przekroczenie przez dług publiczny poziomów 55 i 60 proc. PKB zmusza rząd do znacznego obniżenia deficytu budżetowego?

Publikacja: 10.11.2009 02:29

Dług jak spalony w piłce nożnej

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

A taka sytuacja nam grozi w 2011 r. Moja odpowiedź brzmi: nie. Ale dylemat jest. Gdyby Sejm na jakiś czas zawiesił te regulacje, rząd nie musiałby ciąć wydatków lub podnosić podatków w okresie wychodzenia z kryzysu. Chwilowo popuścilibyśmy sobie pasa, żeby się nie zadusić.

Kłopot w tym, że zawieszenie tych ograniczeń mogłoby znacząco podważyć zaufanie inwestorów do naszego kraju i na długo podnieść premię za ryzyko inwestowania w Polsce. Ale warto na tę kwestię spojrzeć szerzej.

Generalnie w polityce gospodarczej istnieje dylemat: czy lepiej ustanowić pewne instytucje i działać w ich ramach, nawet jeżeli to może czasami uwierać, czy też lepiej ufać decyzjom doraźnym, elastycznym, podejmowanym zgodnie z rozwojem sytuacji. Każda opcja ma swoje zalety. Najłatwiej będzie odwołać się do piłki nożnej.

Wiele lat temu w piłce każdy spalony był zakazany. Bardzo często reguła ta psuła widowisko, gdyż sędziowie musieli zatrzymywać grę w sytuacjach absurdalnych, kiedy zawodnik znajdujący się na „spalonym” nie brał udziału w akcji. Dokonano zatem reformy. Teraz sędzia decyduje, czy zawodnik znajdujący się na spalonym jest aktywny czy nieaktywny. W drugim przypadku gra toczy się dalej. Szybko okazało się jednak, że wielu słabych sędziów nie odróżnia aktywnego i nieaktywnego spalonego i dopuszcza do bramek, które są strzelane nie fair. Problem pozostał. Za dużo władzy poszło w ręce sędziów.

Zawieszenie limitów długu publicznego przypominałoby tę reformę. Rząd wydobyłby się z niewygodnych ram, coś byśmy zyskali. Ale może więcej stracili. Nie wiadomo bowiem, czy władza byłaby na tyle wiarygodnym decydentem (dobrym sędzią), że umiałaby sobie poradzić z wysokim długiem i ograniczyć go w przyszłości. Twierdzę, że nie.

Jesteśmy krajem mało stabilnym politycznie (kiepskim sędzią), dlatego instytucje powinny odgrywać większą rolę niż dyskrecjonalne decyzje władz. Takich instytucji ograniczających manewry fiskalne powinno być nawet więcej.

A taka sytuacja nam grozi w 2011 r. Moja odpowiedź brzmi: nie. Ale dylemat jest. Gdyby Sejm na jakiś czas zawiesił te regulacje, rząd nie musiałby ciąć wydatków lub podnosić podatków w okresie wychodzenia z kryzysu. Chwilowo popuścilibyśmy sobie pasa, żeby się nie zadusić.

Kłopot w tym, że zawieszenie tych ograniczeń mogłoby znacząco podważyć zaufanie inwestorów do naszego kraju i na długo podnieść premię za ryzyko inwestowania w Polsce. Ale warto na tę kwestię spojrzeć szerzej.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej