[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/13/agnieszka-lakoma-problemy-minska-moga-byc-naszymi/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Choć problem dotyczy tylko Białorusi, to Polska i Niemcy patrzą na to, co się tam dzieje, z niepokojem. To dlatego, że rafinerie w naszym kraju i dawnych wschodnich landach zawieszone są na rurociągu Przyjaźń biegnącym właśnie przez Białoruś.
Polski niepokój jest więc uzasadniony, bo łatwo przewidzieć, co może się stać, jeśli Rosjanie zakręcą kurek białoruskim firmom. Władze w Mińsku mogą się zdecydować na pobranie ropy przeznaczonej na tranzyt, czyli niemieckie i polskie potrzeby. Gdyby tak się stało, strona rosyjska zyska tylko dodatkowy argument w negocjacjach. Będzie mogła przekonywać Europę, że problemy z dostawami dla Polski czy Niemiec to nie wina rosyjskiej Transniefti, ale Białorusinów. Podobnie jak dwa lata temu Gazprom oskarżył Ukrainę o kradzież gazu przeznaczonego dla sąsiednich krajów.
Dalszy konflikt i brak porozumienia na linii Mińsk – Moskwa może być wygodny dla strony rosyjskiej. Stanie się przyczynkiem do rozbudowy ropociągów w kierunku własnych portów, zwłaszcza Primorska, skąd ropa ma być transportowana statkami do zainteresowanych odbiorców – w tym do Polski.
Zwłaszcza że ten plan, czyli tzw. BTS2, jest w trakcie realizacji. Dzięki niemu Rosjanie będą mogli ograniczyć transport surowca Przyjaźnią. Polskie rafinerie próbują się zabezpieczyć przed skutkami takiej sytuacji. Mają umowy na dostawy ropy z firmami, które gwarantują, iż trafi ona do rafinerii – czy to drogą morską, czy też Przyjaźnią.