Przepisy, dzięki którym mają one lepiej dopasowywać posiadane kapitały do ponoszonego ryzyka, przez co według Komisji Europejskiej będą bardziej wiarygodne, mogą zacząć obowiązywać już za dwa lata. To wbrew pozorom bardzo krótki okres.

Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że kapitały towarzystw majątkowych będą musiały wzrosnąć nawet o 30 proc. W grę wchodzi więc przynajmniej kilka miliardów złotych. Albo więc firmy otrzymają zastrzyk gotówki od właścicieli, co w świecie wychodzącym właśnie z zapaści wcale nie jest oczywiste, albo będą musiały zacząć już kumulować zyski.

A z tym było ostatnio słabo. Zysk z podstawowej działalności całego sektora skurczył się o 92 proc., do ledwie 76 mln zł, i gdyby nie dochody z lokat, byłoby bardzo krucho. Spadek rentowności na działalności operacyjnej dotknął niemal wszystkich firm, w tym największych. Problem więc nie dotyczy wyłącznie małych ubezpieczycieli.

Jak go rozwiązać? Towarzystwa muszą zacząć więcej zarabiać na sprzedaży polis. Co to oznacza? Ograniczenie wypłaty odszkodowań, największej pozycji w kosztach, albo podwyżki cen polis. Stawiam na to drugie. Tylko do każdej polisy OC komunikacyjnego ubezpieczyciele dopłacają średnio 33 zł. Żeby przestać tracić na tym biznesie, musiałyby podnieść ceny o co najmniej 10 proc. Aby zacząć wreszcie zarabiać, jeszcze więcej. Przynajmniej 20 proc. Wszystko wskazuje, że za większe bezpieczeństwo zapłacą klienci firm ubezpieczeniowych, nie ich właściciele.

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/04/tomasz-brzezinski-zaplaca-klienci-nie-wlasciciele/]na blogu[/link][/b]