Na prowadzonej przez nich stronie internetowej [link=http://www.stopwiatrakom.eu" target="_blank]stopwiatrakom.eu[/link] można znaleźć zebrane z całego świata informacje i raporty na temat zagrożeń, jakie dla zdrowia ludzi i przyrody niosą ulokowane zbyt blisko ludzkich siedzib elektrownie wiatrowe.
[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2010/07/06/217/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Jednocześnie Polska to jedno z najbardziej atrakcyjnych w Europie miejsc do rozwoju energetyki wiatrowej. Widać to po planowanych inwestycjach – dziś łączna moc zainstalowanych i podłączonych do sieci elektrowni to niespełna 800 MW. Według różnych prognoz w 2020 r. ma się ona zwiększyć do 6 – 13 tys. MW. Zainteresowanie inwestorów jest tym bardziej zrozumiałe, że za każdą megawatogodzinę energii elektrycznej dostają dodatkowy zielony certyfikat, którego cena wynosi już 268 zł. W efekcie Polska ma jedną z najwyższych cen za zieloną energię w Europie. To tłumaczy tak ogromne plany ekspansji wiatraków.
Po stronie firm chcących budować farmy stoją wielkie pieniądze i potężne kancelarie prawne, protestujący organizują lokalne stowarzyszenia, których skuteczność okazuje się bardzo wysoka. Żadna ze stron nie chce odpuścić.
Jedno jest pewne – nie uciekniemy przed koniecznością produkcji ekologicznej energii. Obowiązek zwiększania jej udziału w ogólnej konsumpcji nakłada na nas Unia Europejska. Ale można chyba pogodzić interesy i lokalizować te inwestycje w taki sposób, by nie budziły aż takich emocji. Gubi się w tym bowiem sama idea ekoenergii, na której promocji powinno nam wszystkim zależeć najbardziej.