Skoro jednak wicepremier wiedział, jak twierdzi, od miesięcy o korupcji w górnictwie, ale nie podejmował działań „dla dobra śledztwa”, to należy mieć nadzieję, że ma plan B i wie, kto pokieruje Kompanią Węglową i Katowickim Holdingiem Węglowym, bo losy obecnych szefów tych gigantów, Mirosława K. i Stanisława G. są jakby przesądzone. Tyle, że wicepremier i minister gospodarki ma dość małe pole manewru.
Potrzebowałby teraz co najmniej kilku Jarosławów Zagórowskich, by postawić Kompanię i KHW na nogi. A pierwsza liga, stara gwardia, czy jak kto woli najbardziej znani ludzie górnictwa to obecnie osoby z zarzutami korupcyjnymi m.in. za ustawianie przetargów, ludzie siedzący w branży całe wieki, którym teraz musimy zakryć oczy i nieco przykrócić nazwiska ograniczając się do pierwszej litery. Elita – zdawałoby się – górnictwa węgla kamiennego, może iść na pięć lat do więzienia. Takiej afery to nawet najstarsi górnicy nie pamiętają.
Wracam właśnie z Katowic. Tam karuzela nazwisk już ruszyła, niedługo zaczną się wewnętrzne zakłady. Ja swoje typy mam, ale chyba na razie wolę się nimi nie dzielić. Choćby dlatego, że przecież oficjalnych dymisji w węglu jeszcze na tę chwilę nie ma.
Ale z drugiej strony, gdyby miało ich nie być, wicepremier Pawlak nie ujawniałby tylu szczegółów sprawy sam z siebie, na dodatek wcale aż tak bardzo nie naciskany przez dziennikarzy.
Czy dziś usłyszymy, że głowy prezesów zostały ścięte? To już nie ma większego znaczenia. Bo niesmak po wybuchu afery węglowej jest tak duży, że górniczy garnitur trzeba będzie uszyć od nowa, bo stara gwardia racji bytu w tym momencie moim zdaniem już nie ma. A przynajmniej mieć nie powinna.