Kryzys powodował interwencje

Skuteczność Unii zawsze zależała od skuteczności jej instytucji - mówi Charles Grant, współzałożyciel i dyrektor londyńskiego Centre for European Reform

Publikacja: 25.11.2010 00:58

Kryzys powodował interwencje

Foto: AFP

[b]Rz: W jakim stopniu kryzys euro może wpłynąć na Unię Europejską jako projekt polityczny? Wspólna waluta miała być filarem owego projektu. Tymczasem widzimy na nim coraz więcej pęknięć…[/b]

Szczerze mówiąc, zawirowania wokół euro nie mogą zaszkodzić unijnemu projektowi politycznemu, bo takiego projektu wciąż nie ma. Choć osobiście bardzo bym chciał, by powstał. Owszem, widzimy dzisiaj zalążki wspólnej polityki zagranicznej UE, ale oprócz tego niewiele więcej. Europejscy przywódcy nie wytworzyli dotąd wspólnej wizji politycznej Unii. Możemy jedynie mówić o ściślejszej integracji w niektórych wąskich sferach związanych z funkcjonowaniem wspólnej waluty: kryzys euro wywołał m.in. dyskusję na temat unijnej kontroli budżetów narodowych. Nie ma zatem wielkiego politycznego projektu, bo nikt nie ma nawet ochoty, by o tym myśleć. W dłuższym okresie jednak Europejczycy mogą się obudzić, gdy się zorientują, że światem zaczynają rządzić już nie tylko Amerykanie i Chińczycy, ale i Rosjanie, Brazylijczycy czy Hindusi. Musimy jeszcze poczekać na efekty zmian, które wprowadza traktat lizboński. Skuteczność Unii zawsze zależała od skuteczności jej instytucji. Dzisiaj np. łatwo jest krytykować baronessę Ashton za sposób, w jaki kieruje Służbą Zewnętrzną, jak obsadza stanowiska. Ale za pięć lat może się okazać, że to dobrze działająca agenda, bardzo przydatna dla całej Unii i poszczególnych państw członkowskich.

[b]Kanclerz Angela Merkel, chcąc ratować euro, zaproponowała poprawkę do traktatu lizbońskiego. Pomysł początkowo został przyjęty chłodno przez większość europejskich liderów, potem jednak uznano tę zmianę za konieczność. Niemcy zapewniają, że sam proces zmiany traktatu będzie łagodny i obędzie się bez żmudnych ratyfikacji przez parlamenty narodowe czy referendów. Czy pan w to wierzy?[/b]

Od początku uważałem, że ponowne rozpoczynanie debaty nad traktatem doprowadzi Unię do katastrofy. Z drugiej jednak strony Niemcy mają rzeczywiście szansę przeprowadzić wszystko w sposób szybki i bezbolesny. Oczywiście istnieje pewne ryzyko, że tak się nie stanie. Nie wiemy np., jak się zachowa prezydent Czech Vaclav Klaus, który w każdej chwili może zrobić Unii jakąś niespodziankę. Mało tego: uproszczony proces ratyfikacji, jaki proponują Niemcy, jest akurat w prawodawstwie czeskim – paradoksalnie – dużo bardziej skomplikowany niż zwykła ratyfikacja. Czesi mogą więc być problemem.

[b]Irlandczycy?[/b]

Nie sądzę. Nowy mechanizm ratunkowy nie zostanie umocowany w ramach unijnych instytucji, a co za tym idzie, nie będzie mowy o przekazaniu części suwerenności z Dublina do Brukseli. A tylko wówczas w Irlandii musiałoby się odbyć referendum. W pozostałych krajach ten proces powinien przebiegać gładko. Wydaje się, że jest ciche porozumienie między głównymi graczami UE: tylko ta mała zmiana i koniec. Żadnego przebudowywania traktatu od początku, żadnych nowych pomysłów.

[b]Będziemy więc mieli lekko zmodyfikowany traktat lizboński, z wpisanym mechanizmem, który ma ratować potencjalnych bankrutów. Czy wtedy euro będzie już w pełni bezpieczne?[/b]

Nie ma tak naprawdę zbyt silnego związku między kondycją euro a zmianą traktatu lizbońskiego, która jest decyzją polityczną. Niemcy naciskają na tę poprawkę z powodu obostrzeń wynikających z ich własnej konstytucji. W Unii istnieją dwie różne koncepcje dotyczące przyszłości eurolandu. Według wizji niemieckiej, którą podzielają m.in. Holendrzy, Szwedzi, Finowie oraz – jak myślę – także Polska, państwa najbardziej zadłużone powinny ostro ciąć wydatki i wprowadzać reformy strukturalne, a wzrost gospodarczy pojawi się spontanicznie. Euro będzie wówczas stabilne. Są jednak ekonomiści, którzy twierdzą, że nie da się nigdy zasypać podziału między północną Europą, z relatywnie uporządkowanymi budżetami i dość niskim poziomem popytu wewnętrznego, oraz południem, z chronicznie niskim wzrostem PKB. Nawet jednak w tym drugim przypadku nie sądzę, by doszło do pęknięcia. Polityczna wola utrzymania euro jest wśród unijnych przywódców zbyt silna. Będziemy mieli więc raczej do czynienia z całą serią bailoutów, miliardowych pakietów pomocowych dla najbardziej potrzebujących krajów. Może to potrwać jeszcze wiele lat.

[i]—rozmawiał Marek Magierowski[/i]

[ramka]

[b]CV[/b]

Charles Grant jest współzałożycielem i dyrektorem słynnego londyńskiego think tanku Centre for European Reform. Był brukselskim korespondentem tygodnika „The Economist”, jest autorem biografii Jacques’a Delorsa, szefa Komisji Europejskiej w latach 1985 – 1994. [/ramka]

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Bunkrów nie ma, ale też jest...
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Sławomir Mentzen i Adrian Zandberg. Gospodarczy iluzjoniści
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: Dlaczego w Sejmie widać puste ławki
Opinie Ekonomiczne
Jak rozwiązać problem jawności wynagrodzeń? Odpowiedź można znaleźć w... Biblii
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Następne cięcie stóp procentowych najwcześniej we wrześniu?