Wiele wieków prekursorzy ekonomii potrzebowali, by dojść do wniosku, że wartość mają tylko te dobra, które ludzie cenią. Niezmienione przez człowieka środowisko naturalne nie jest pod tym względem wyjątkowe. Gdyby żaden człowiek nie postrzegał go za wartościowe, to faktycznie nie miałoby wartości. Niektórzy ludzie przykładają jednak do środowiska większą wagę, inni mniejszą, a jeszcze inni prawie żadną.
Problem, że ludzie cenią w różnym stopniu różne dobra, rozwiązano, ustanawiając własność prywatną i organizując rynkową wymianę dóbr. W ten sposób każdy w ramach swoich możliwości może wprowadzić w życie swoje pomysły i idee. Potrzeba naprawdę silnych argumentów, by udowodnić, że rozwiązania nierynkowe doprowadzą do lepszej alokacji zasobów (pomijając etyczny wymiar takich rozwiązań).
Odpowiedzialność ekonomisty
Widzimy ostatnio zwrot cywilizacji zachodniej w kierunku troski o środowisko naturalne. Pamiętajmy, że może ono w pewnym sensie przyjmować cechy dobra rynkowego – możemy za nią płacić, możemy czerpać z niej satysfakcję, możemy zmniejszać lub zwiększać jej podaż w zależności od potrzeb. W tym kontekście pojawia się pytanie, czy należy wykorzystywać aparat przymusu państwa do zwiększania podaży działań prośrodowiskowych ponad poziom wynikający z mechanizmów rynkowych?
Odpowiedzialny ekonomista powinien, po pierwsze, przypominać, że każde działanie wywołuje zarówno skutki pozytywne, jak i negatywne, choć nierzadko pojawia się pokusa, by jedne bądź drugie pominąć. W przypadku ochrony środowiska ta pokusa jest jeszcze silniejsza, jeśli wziąć pod uwagę wpływy, pieniądze oraz ideologie, które stoją za każdą ze stron debaty.
Odpowiedzialny ekonomista powinien również podkreślać, że niewiele może powiedzieć o rozwoju technologicznym w najbliższych dekadach oraz że nie jest w stanie modelować ludzkich preferencji w takim horyzoncie. To potężna przeszkoda w formułowaniu stanowczych zaleceń co do szeroko zakrojonych działań np. w zakresie zmian klimatu.