I choć złoty jest najsłabszy od wakacji 2009 roku to obecne poziomy daleko odbiegają od tego co widzieliśmy np. na początku 2004 r. - wtedy kurs wynosił blisko 4,9 zł. Oliwy do ognia dodał jeszcze wiceminister finansów Ludwik Kotecki, który w TVN24 stwierdził, że "w najbliższym czasie euro będzie się umacniać wobec złotego, ponieważ Polska jest traktowana przez inwestorów jako gospodarka wschodząca". A skoro wschodząca, to w czasie kryzysu inwestorzy wolą jej nie posiadać...
Do interwencji (słownej) nawiązał w ubiegłym tygodniu Krynicy szef NBP Marek Belka ("Nie dam im tej satysfakcji") a we wtorek członek zarządu NBP Małgorzata Zaleska ("nie ma powodów"). Trudno nie zgodzić się z przedstawicielami banku centralnego, że to nie jest pora na wyciąganie największych dział.
Niedawno zresztą na rynku walutowym pojawił się Bank Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu resortu finansów sprzedawał na rynku waluty by umocnić złotego.
I choć dalszy wzrost kursu euro może być groźny z punktu widzenia polskiego długu i jego relacji do PKB (znów może wrócić temat przekroczenia przez dług 55 proc. PKB) to na razie minister minister finansów Jacek Rostowski podkreśla korzyści ze słabszego kursu euro dla polskiej gospodarki (eksporterów - właśnie okazało się, że dynamika eksportu jest najniższa od blisko dwóch lat). Jego kolega z rządu wicepremier Waldemar Pawlak już dawno wskazywał, że płacenie za euro nieco ponad 4 zł jest korzystne dla polskiej gospodarki (były wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko jako optymalny kurs euro podawał poziom 4,35 zł). A kontynuując związki polityki z gospodarką.... Wspomniany już Waldemar Pawlak (a właściwie jego biuro prasowe) zaprosił właśnie na na wtorkową konferencję "Problemy finansowe Grecji – propozycje rozwiązań." Czyżby nasze problemy były już rozwiązane i teraz to my rozwiążemy problemy Aten?