Właściwie wszystkie pomysły zmian w finansach publicznych, o których wiemy, są godne poparcia. Polska dawno już powinna zreformować marnotrawny system emerytur rolniczych i wspierania rodzin. Dlaczego? Bo ich działanie w obecnej postaci umacnia tylko niekorzystne tendencje w strukturze gospodarstw rolnych i pogarsza sytuację demograficzną państwa.
Mamy też ulgi podatkowe, które niczego i nikogo nie wspierają. Co dziś daje bowiem ulga internetowa? Albo czy dodatkowe 1000 zł rocznie może zmienić decyzję kogokolwiek w sprawie posiadania dziecka? Podobnie jest ze wspólnym rozliczaniem się małżonków. To był dobry pomysł przed zmianą progów podatkowych. Dziś ten przywilej mógłby być przyznawany rodzinom wielodzietnym, w których kobieta nie zarabia, bo opiekuje się dziećmi. Ale nonsensem jest, gdy dostaje ją np. para bezdzietna. Podobnie rzecz się ma z ulgą na odliczanie 50 proc. kosztów pozyskania przychodów przez twórców i dziennikarzy. Jeśli rzeczywiście takie są koszty, to powinno się je wykazywać tak jak w firmach.
Polski system podatkowy oraz system wsparcia społecznego powstawały powoli. Są więc sumą wielu decyzji powstałych w bardzo różnych okolicznościach, często były zwyczajną próbą pozyskania maksymalnie szerokiego poparcia wyborców (np. ulgi na dziecko). Podstawową wadą tych systemów jest mała skuteczność. I to dlatego właśnie powinny być natychmiast zmienione.
System społecznego wsparcia powinien trafiać do ludzi, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Powinien promować tych, którzy mimo trudnej sytuacji starają się o pracę, a nie na przykład tkwią w karłowatych gospodarstwach rolnych. Zamiast ulgi na Internet (która przysługuje wszystkim bez względu na dochody) powinno się budować bezpłatny dostęp do sieci tam, gdzie nie opłaca się tego robić firmom komercyjnym.
Rzecz jasna wszystkie te działania oznaczają oszczędności. Ale żeby plan reform miał sens, trzeba trzymać w ryzach inne wydatki (np. na biurokrację). Jeżeli premier Tusk rzeczywiście zdobędzie się na odwagę, ma szansę przejść do historii.