Gdy premier Donald Tusk zapowiedział w listopadowym expose plan miedziowego podatku, akcje KGHM potaniały o 14 proc., choć żadnych konkretów nie było. Teraz resort finansów w projekcie ustawy podaje, że w 2012 r. spodziewa się 1,8 mld zł z tego podatku (ma obowiązywać od kwietnia), a w kolejnych latach 2,2 mld zł rocznie. Kwota ma być powiązana z wydobyciem, które w KGHM jest na w miarę stałym poziomie.
Ten rok ma być dla spółki rekordowy, ale patrząc na jej ubiegłoroczne skonsolidowane przychody ok. 17,3 mld zł, to 2,2 mld zł rocznie planowanego podatku daje 12,7 proc. przychodów. Dużo czy mało? W kontekście zakupu kanadyjskiej Quadry za ok. 9,5 mld zł niezbyt dużo. Ale patrząc przez pryzmat 3 mld zł dywidendy z zysku za 2010 r., to jednak sporo. Dlatego nerwowe reakcje inwestorów mogą się wydawać uzasadnione, bo nie wiadomo, jakie będą decyzje o podziale zysku miedziowego giganta w przyszłości (na razie prezes mówi o rekomendowaniu 30 – 50 proc. zysku na dywidendę za 2011 r., nieobjętego podatkiem).
Z drugiej strony jednak sama decyzja o wprowadzeniu opłaty od wydobycia nie powinna jednak dziwić. Zgodnie z prawem państwo jest właścicielem złoża, a firmy, które je eksploatują, działają na podstawie koncesji od państwowego właściciela, który upomina się o swoje. A upomina się nie tylko z powodu spowolnienia gospodarczego, ale też dlatego, że ma mniej udziałów w spółkach i jego zarobki z dywidend są mniejsze.