Funkcjonowaniu Europy przewodniczyliśmy po raz drugi w historii. Za pierwszym razem dokonał tego Kazimierz Wielki, zapraszając w roku 1364 do Krakowa ośmiu władców, włącznie z niemieckim cesarzem (ówczesnym odpowiednikiem Angeli Merkel). Sytuacja kontynentu była niewątpliwie kryzysowa: muzułmańscy Turcy po trochu podbijali resztki osłabionego cesarstwa bizantyjskiego. Nikt nie miał wątpliwości, że ostateczny podbój tego greckiego państwa pociągnie za sobą upadek kolejnych krajów. A na końcu, kto wie, może nawet całkowity upadek Europy. Wśród priorytetów sprawowanej przez Kazimierza Wielkiego prezydencji znalazło się więc na pierwszym miejscu zorganizowanie antytureckiej krucjaty, która powstrzymałaby muzułmańską ekspansję.
Bilans dokonań należy uznać za mieszany. Z krucjaty nic nie wyszło, a Turcy w ciągu kolejnych 200 lat zajęli całe Bałkany i podeszli pod Wiedeń (choć na szczęście Europa się od tego nie zawaliła), ale coś z ówczesnej prezydencji trwałego pozostało. Choćby wspomnienie uczty u Wierzynka, na której nasz król olśnił zaproszonych gości swoją potęgą, wynikającą z ówczesnego rozwoju gospodarczego Polski.
Teraz Polska też musiała zmierzyć się z wyzwaniami zagrażającymi przyszłości Europy. Ponownie, kłopoty zaczęły się na terenach Grecji, choć tym razem zamiast tureckich janczarów szturm przypuściły jeszcze groźniejsze od nich niszczycielskie hordy sformowane z analityków agencji ratingowych oraz maklerów kupujących i sprzedających obligacje rządowe. I tak jak poprzednio w grę wchodził nie tylko los Greków, ale kolejnych krajów. Niezależnie od tego, jakie przedstawiliśmy priorytety polskiej prezydencji – jasne było, że jej pierwszym zadaniem jest próba pomocy przy rozwiązaniu kryzysu zadłużeniowego w strefie euro.
Bilans prezydencji, podobnie jak przed 650 laty, jest mieszany. Nie mieliśmy oczywiście ani sił, ani pozycji pozwalającej na to, by móc doprowadzić do rozwiązania problemu. Koniec końców nie ma przecież wątpliwości, że decyzje w tej sprawie muszą przede wszystkim podjąć kraje strefy euro, w tym zwłaszcza najpotężniejsze z finansowego punktu widzenia Niemcy. Udało nam się odegrać tak pozytywną rolę, jak tylko było można. Pomogliśmy uporządkować nieco funkcjonowanie europejskich finansów, doprowadzając do ogólnounijnego kompromisu w sprawie tzw. sześciopaku. Walczyliśmy też dzielnie o to, by nie dopuścić do trwałego wykluczenia krajów spoza strefy euro z dyskusji o przyszłości Unii. Udało nam się też w jakimś stopniu wzmocnić pozycję Polski, promując się jako kraj, który jest zwolennikiem finansowej odpowiedzialności, dalszej integracji wspólnego rynku i ściślejszej współpracy w UE. No i zapewne przemycić wiadomość podobną do tej, którą przekazywał zgromadzonym u Wierzynka gościom Kazimierz Wielki – że nasz kraj rozwija się lepiej od innych i ma szansę kontynuować swą gospodarczą pogoń za Europą.
A historyczny wniosek? Ano taki, że prezydencję w Europie sprawuje się tylko od czasu do czasu. Ale najważniejsze jest to, co się robi w kraju, bo naszego monarchę nazywamy Wielkim głównie dlatego, że zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną.