Choć strefa euro przeżywa trudne momenty, to Niemcy – główny odbiorca polskiego eksportu – w ubiegłym roku wypadły całkiem dobrze na tle innych krajów eurolandu. Słabe euro, będące konsekwencją kryzysu, pomogło koncernom zza Odry. Polski eksport wzrósł o ponad 10 proc., a eksport netto miał pozytywny wpływ na nasz PKB. Polskie firmy wysyłające towary za granicę dzięki słabości złotego mają się dobrze. Meblarze mieli nawet najlepszy rok w historii. Widać też inny aspekt siły polskich fundamentów – istotnie wzrosły bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Ich napływ wyniósł blisko 10 mld euro, czyli prawie o połowę więcej niż w 2010 roku.
Co przyniesie ten rok? Do czerwca nie należy się spodziewać dobrych wieści – w eurolandzie spodziewana jest wręcz recesja. Z perspektywy czasu widać, jak bardzo korzystna była samodzielna polityka pieniężna przy jednoczesnym płynnym kursie walutowym. To wciąż stwarza nam możliwość dobrej reakcji na światowy kryzys. Z tego też powodu to, co może się wydarzyć w eurolandzie, tak bardzo nas nie zaboli. Ba, możemy nawet zyskać... A w jaki sposób? Jeśli jakaś firma ma problemy związane z kosztami, pojawia się pytanie, które kraje, będąc w Unii, są atrakcyjne za sprawą niższych kosztów. Polska jest wciąż takim właśnie krajem. Jest też efekt zamiany towarów – obywatele Europy Zachodniej mogą po prostu chętniej sięgać po relatywnie tańsze produkty z Polski. Oby.