Okazuje się jednak, że prawie 14 bilionów dolarów wpompowane w rynki od wybuchu kryzysu w 2008 roku, tylko trochę uspokoiły sytuację. I to nie wszędzie. Ale zdaniem ekonomistów pieniędzy nigdy dość.
Teraz jeszcze Międzynarodowy Fundusz Walutowy dostał nowe środki, które łącznie z tym, co miał w kasie dobiegają do biliona dolarów.Sama Unia Europejska zgromadziła „zaporę ogniową" wartą kolejny bilion. I wszystko wskazuje, że banki centralne na świecie gotowe są w każdym momencie uruchomić swoje „armatki wodne" do gaszenia finansowych pożarów. Dlaczego to nie uspokaja rynków finansowych?
Według danych Organizacji spółpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) od roku 2008 dług publiczny w krajach rozwiniętych wyniósł tyle, ile globalny PKB. I gdyby miał on rzeczywiście zostać zredukowany do 50 proc. PKB w roku 2050, to w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Wielkiej Brytanii natychmiast trzeba byłoby wprowadzić ostre cięcia warte średnio 10 proc. PKB. Przy tym OECD wyraźnie nie ma złudzeń, bo wyliczyła, że nawet ustabilizowanie długu na dzisiejszym poziomie miałoby gigantyczne znaczenie. Przy bilionach rzucanych na rynki jest to mało prawdopodobne, bo ten dług cały czas rośnie.
W tej sytuacji jak dowcip brzmi przesłanie MFW z weekendowej konferencji w Waszyngtonie, że świat musi jak najszybciej pospłacać długi. I zaleca: reformy, podwyżki podatków i cięcia, cięcia, cięcia. Bo w przeciwnym razie globalna gospodarka nie będzie w stanie uporać się z problemami.
Jednocześnie coraz mniej obywateli w krajach zarażonych kryzysem wierzy, że jakiekolwiek cięcia dadzą pożądane rezultaty i na końcu tuneli zamiast światła, widzą kolejne tunele. Te tunele raczej będą coraz dłuższe, a wraz z ich wydłużaniem kończy się cierpliwość społeczeństwa, które najczęściej nie zostało wystarczająco poinformowanie dlaczego znów konieczne są cięcia, dlaczego trzeba pracować dłużej i dlaczego tak trudno jest wyjść z recesji. Nasz minister finansów, pokazał lepsze wyniki gospodarki i nawet obiecał obniżenie niedawno podwyższone VAT. Do ilu osób dotarły te dobre dane? A ile osób mu uwierzyło ?