Amerykańska firma rozpoczęła kolejne jałowe dyskusje z Komisją Europejską na temat zasad, jakie rządzą indeksowaniem i publikacją wyników wyszukiwania najpopularniejszej na świecie wyszukiwarki, która dla wielu internautów stanowi najważniejsze narzędzie korzystania z najważniejszego dzisiaj medium. A kontroluje ją jedna firma, co wielu spędza sen z powiek.
Spodziewam się, że teraz politycy z Komisji będą z zatroskaniem o dobro internautów wyrażać "wątpliwości i zaniepokojenie". Prawnicy amerykańskiego koncernu będą przekonywali, że wszystko jest w zgodzie z prawem i wolnym rynkiem, bo jak komu się nie podoba Google wystarczy korzystać z Binga, albo AskJeeves. Po cichu strony ubiją jakiś interes, dzięki któremu któraś z silnych w Brukseli grup nacisku (np. europejskich wydawców) odetchnie na jakiś czas. Fenomenalne, jak rynek technologiczny, a internetowy w szczególności sprzyja powstawaniu monopoli, czy quasi-monopoli. W systemie, w którym "konkurent jest tylko o jedno kliknięcie dalej" powstają Google, Facebooki, czy Allegro - przedsiębiorstwa ewidentnie dominujące w myśl prawa ochrony konkurencji. I nie w wyniku, jakiegoś prezentu, koncesji, czy prawnych barier. Wyłącznie za sprawą jakości swojej oferty i z wyboru konsumentów. Proponuję porównać wyniki dowolnego wyszukiwania w Google i w Bingu. To najprostszy sposób na wyjaśnienie sytuacji rynkowej.
Faktem jest też, że Google ma niczym nie opanowane ambicje. Rządzi przeszukiwaniem Internetu i wszystkimi płynącymi stąd korzyściami. Poza handlem internetowym (na razie!) nie ma sfery, w której nie próbowałby się (z różnym skutkiem!) ulokować: informacja, serwisy społecznościowe, komunikatrory, internetowe wideo itp. Wszedł na rynek oprogramowania, zdominował urządzenia przenośne, wchodzi na telewizyjne dekodery i tylko patrzeć, kiedy opracuje własny system operacyjny na komputery, rzucając wyzwanie Microsoftowi.
To musi budzić zaniepokojenie i irytację. Czy coś z tym można zrobić? Bardzo wątpię. Wieloletnie boje Komisji Europejskiej z Microsoftem doprowadziły do takich "sukcesów", jak eliminację obligatoryjnej przeglądarki internetowej i odtwarzacza multimediów z systemu operacyjnego Windows. Jestem ciekaw, który z użytkowników komputerów dostrzegł i docenił to dobrodziejstwo?
Prawne batalie do niczego nie doprowadziły, a Microsoft zaczął się i tak chwiać pod własnym ciężarem. Szczyt rynkowych sukcesów jest zwiastunem przyszłej klęski. Coraz więcej pieniędzy, coraz to nowe obszary działania, coraz trudniejsze priorytetyzowanie zadań, coraz gorszy nadzór zarządu nad firmą, wreszcie coraz gorsze wyniki. Z Googlem będzie tak samo, bo jego szefowie nie potrafią samym sobie powiedzieć "stop!".