Wtedy właśnie politycy zgłaszają śmiałe i radykalne pomysły, ograniczone zazwyczaj do propozycji rozdawania ludziom pieniędzy. Nic dziwnego – każdy, kto ma dobrze w głowie, powinien zagłosować na kogoś, kto mu da do ręki gotówkę. Czy będzie to pod hasłem polityki demograficznej, czy nie, nie ma zresztą większego znaczenia. I tak nikt nie bierze tego wszystkiego na serio, a polityka demograficzna jest bardzo ładnym szyldem, pod którym można starać się kupować głosy wyborcze. Zresztą zazwyczaj z miernym efektem, bo generalnie rzecz biorąc mało kto w ogóle wierzy, że padające w czasie kampanii wyborczej obietnice kiedykolwiek będą zrealizowane.
Rzecz jest jednak naprawdę poważna i wymaga w Polsce poważnej dyskusji, prowadzącej do podjęcia prawdziwych (a nie pozorowanych) i skutecznych działań. Życie tylko dniem dzisiejszym, przejadanie wszystkiego co się da skonsumować, to działania samobójcze, które dadzą bolesne efekty wcześniej, niż wszyscy sądzą.
Oceniając z tego punktu widzenia ostatnie propozycje Krzysztofa Rybińskiego, by do wychowania każdego dziecka państwo polskie dopłacało miesięcznie 1000 zł, mam mieszane uczucia. Oczywiście zgadzam się, że mówimy o finansowej fantazji, znakomicie wpisującej się w polski zwyczaj szumnego ogłaszania politycznych obietnic bez pokrycia. Z tego punktu widzenia należałoby tylko wzruszyć ramionami i szybko o całej sprawie zapomnieć (ewentualnie dodając „1000 zł miesięcznie na każde dziecko" do takich przysłowiowych polskich określeń, jak „100 milionów dla każdego" lub „sumy bajońskie").
Jednocześnie, abstrahując zupełnie od kontekstu politycznego, prof. Rybiński ma w pewnej mierze rację – na politykę demograficzną pieniądze powinny się znaleźć. Kiedy z lekkim sercem godzimy się na wydanie miliarda złotych na ratowanie LOT, albo dziesiątek miliardów na emerytury górników lub przywileje różnych grup zawodowych – dlaczego akurat pieniędzy na politykę demograficzną nie da się w żaden sposób znaleźć, choćby kosztem eliminacji owych branżowych przywilejów i subsydiów?
Słowem, wcale nie burzy mnie samo stwierdzenie, że na dobrą politykę demograficzną warto byłoby wydać nawet potężne pieniądze. Pytanie tylko, jak zrobić to w sposób efektywny. Mam nadzieję, że profesor Rybiński mi wybaczy, ale jego pomysł rozdawania pieniędzy uważam za całkowicie nieskuteczny. Pieniądze – nawet duże – trzeba wyłożyć na to, by ludzie nie obawiali się wielkiego kosztu wychowania kolejnych dzieci (np. poprzez zapewnienie naprawdę wysokiej jakości edukacji i ochrony zdrowia), na ułatwienie godzenia kariery zawodowej z posiadaniem dzieci (nie tylko poprzez urlopy wychowawcze, ale np. przez zachęty podatkowe dla firm i skuteczną walkę z bezrobociem) czy na promowanie zmian modelu życia.