Biedni i bogaci w Polsce

Dlaczego jest źle? Przed próbą odpowiedzi na to pytanie należałoby najpierw wykazać, że jest źle. Większość niezadowolonych nie zadaje sobie jednak trudu, by to zrobić

Publikacja: 07.03.2013 00:05

Biedni i bogaci w Polsce

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Według nich to oczywistość. Tylko nieliczni gotowi są do dyskusji, z tym że dostępne dane statystyczne na ogół są przez nich uznawane za nieprawdziwe. I nie przemawia do nich argument, że takie powszechne fałszerstwo nie jest możliwe, bowiem musiałoby w nim uczestniczyć wiele tysięcy osób.

Te absolutnie pojedyncze jednostki, które nie wierzą w fałszerstwo, mówią o stanie totalnej katastrofy społeczno-gospodarczej, powołując się na rozpiętości dochodów. Są one tak kolosalne, że kraje Ameryki Łacińskiej jawią się na tle Polski jako kraje o komunistycznej urawniłowce dochodowej. Nawet jeżeli nasz PKB rośnie, owe rozpiętości sprawiają, że korzyści odnoszą tylko nieliczni. Co prawda polemiści zazwyczaj należą do owych nielicznych. Bo wielu z nich w ostatnim okresie wymieniło samochód na lepszy, kupiło nowy telewizor bądź spędziło wakacje na Seszelach. No tak, ale wszyscy dookoła klepią biedę.

Z opiniami, że ludzie w Polsce mieszkają pod mostami, żywią się na śmietnikach, a miliony dzieci głodują, trzeba polemizować, nawet jeżeli są oczywiście nonsensowne. Dlatego dobrze, że Bohdan Wyżnikiewicz zestawił dane dotyczące zróżnicowania dochodów w Polsce i innych krajach Europy. Wynik jest oczywisty nie tylko dla ekonomistów, ale także dla tych, którzy trochę jeżdżą po świecie. Polska jest krajem, w którym rozkład dochodów oraz poziom ubóstwa nie odbiega od unijnej średniej i jest istotnie mniejszy niż w krajach pozaeuropejskich.

Artykuł „Biedni i bogaci w Polsce. Obalamy mity" ukazał się w specjalistycznym portalu biznesowym i ma małe szanse trafić pod strzechy. Proponuję zatem proste szacunki na podobny temat.

Pytanie brzmi: kogo w ubiegłym kryzysowym roku było więcej? Tych, których dochody wzrosły, czy tych, których dochody zmalały? Policzmy. 7,5 mln emerytów (uwzględniam już wykonanie wyroku TK przywracającego waloryzację procentową) dostało podwyżkę o 4,8 proc. przy średniorocznej inflacji wynoszącej 3,7 proc. Zatem już 30 proc. dorosłej populacji jest na plusie. Jeśli dodamy podwyżki dla 700 tys. nauczycieli i 300 tys. policjantów, żołnierzy oraz funkcjonariuszy mundurowych, liczba „zadowolonych" wzrośnie do 40 proc. Aby było ich więcej niż połowa dorosłych Polaków, wystarczy realny wzrost płac co szóstego pracownika sektora przedsiębiorstw (taki wynik jest bardzo prawdopodobny).

Dlaczego zatem, skoro jest tak dobrze, zdaniem ludzi jest aż tak źle. Z uporem twierdzę, że krecią robotę wykonują media, przekazując obraz wielkiej tragedii. Łatwo było to zauważyć w ubiegłym tygodniu po publikacji danych o wzroście PKB (o 1,1 proc.). Gazety poważne uznały to za dobrą informację. Natomiast dwa największe tabloidy w ogóle przemilczały ten fakt niepasujący do ich wizji. „Dziennik Gazeta Prawna" dał tytuł: „Nowe dane GUS. Wzrost PKB mocno zwolnił", a w zatrważającym tempie tabloidyzująca się strona internetowa „Gazety Wyborczej" zaczęła od tytułu: „PKB nam spada!". Wprawdzie po godzinie idiotyzm ten został poprawiony („PKB Polski w IV kwartale 1,1 proc. w górę. Lepiej od oczekiwań"), ale mimo wszystko nie jest dobrze, gdy w wyniku czarnej propagandy robi się ludziom wodę z mózgu.

Według nich to oczywistość. Tylko nieliczni gotowi są do dyskusji, z tym że dostępne dane statystyczne na ogół są przez nich uznawane za nieprawdziwe. I nie przemawia do nich argument, że takie powszechne fałszerstwo nie jest możliwe, bowiem musiałoby w nim uczestniczyć wiele tysięcy osób.

Te absolutnie pojedyncze jednostki, które nie wierzą w fałszerstwo, mówią o stanie totalnej katastrofy społeczno-gospodarczej, powołując się na rozpiętości dochodów. Są one tak kolosalne, że kraje Ameryki Łacińskiej jawią się na tle Polski jako kraje o komunistycznej urawniłowce dochodowej. Nawet jeżeli nasz PKB rośnie, owe rozpiętości sprawiają, że korzyści odnoszą tylko nieliczni. Co prawda polemiści zazwyczaj należą do owych nielicznych. Bo wielu z nich w ostatnim okresie wymieniło samochód na lepszy, kupiło nowy telewizor bądź spędziło wakacje na Seszelach. No tak, ale wszyscy dookoła klepią biedę.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację