Niemcy – Hiszpania 2:0

Pewne, miażdżące zwycięstwa niemieckich drużyn nad hiszpańskimi (a właściwie nad hiszpańską i katalońską) w Lidze Mistrzów dają sporo do myślenia

Publikacja: 26.04.2013 02:47

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Po pierwsze, skłaniają do refleksji nad tym, jak łatwo może przemijać blask wspaniale świecących komet.  Hiszpańska piłka przez ostatnie kilka lat zdominowała świat, a drużyna narodowa od 2009 r. niemal nieprzerwanie okupuje pierwsze miejsce w rankingu FIFA (o zdobytych tytułach mistrzów świata i Europy już nie wspominając).  Ale wyniki z ostatnich dni mogą oznaczać, że Niemcy w końcu znaleźli skuteczny sposób na radzenie sobie z „la furia Española".  Po drugie, sukcesy Bayernu i Borussii każą patrzeć z szacunkiem na niemiecką solidność i długookresową konsekwencję w działaniu – choćby na krótką metę uznawać ją za nudną i mało porywającą.  No wreszcie i po trzecie, potwierdzają one stare powiedzenie Gary'ego Linekera, że „futbol to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy".

Dokładnie do takich samych refleksji skłania obserwacja tego, co w ciągu minionych lat stało się z gospodarką hiszpańską i niemiecką.  Dekadę temu Hiszpania była jedną z najjaśniej świecących gwiazd Unii Europejskiej.  PKB systematycznie rósł w tempie 4–5 proc. rocznie, co jak na warunki zachodnioeuropejskie było wynikiem znakomitym, zjawisko bezrobocia niemal znikało, pod względem przeciętnych dochodów kraj dogonił Włochy i Francję, jego banki wchodziły do światowej pierwszej ligi, a finanse publiczne były w znakomitym stanie.

W tym samym czasie Niemcy walczyły z niekończącymi się kłopotami.  Gospodarce z trudem udawało się uzyskać tempo wzrostu rzędu 1–2 proc. rocznie, zagrożona była konkurencyjność kraju, bezrobocie biło rekordy.  Zaczęto już powoli mówić o tym, że Niemcy są kolejnym „chorym człowiekiem Europy", niezdolnym do reform i rozwoju, zniszczonym przez rozdęte podatki i instytucje państwa socjalnego.  O ile mnie pamięć nie myli (a nie myli), do chóru krytyków dołączały się wtedy chętnie i nasze media oraz znaczna część ekspertów ekonomicznych – a Niemcy stawały się w coraz większym stopniu straszakiem i przykładem tego wszystkiego, czego nie powinniśmy naśladować.

Ale minęło dziesięć lat i okazało się, że w gospodarce znów wygrali Niemcy.  Hiszpański sukces okazał się nietrwałym boomem, opartym na życiu na kredyt.  A z kolei niemiecki upór i konsekwencja w reformowaniu gospodarki – mało spektakularne, ale skuteczne – pozwoliły na pokonanie kłopotów.  Niemcy są dziś ponownie niekwestionowaną gospodarczą potęgą numer jeden Europy, innowacyjną, konkurencyjną, z finansami twardymi jak skała i najniższym od dekad bezrobociem.  I są wierzycielem Hiszpanii, której dalsze losy zależą od niemieckiego wsparcia finansowego.  Gary Lineker miał więc rację nie tylko w odniesieniu do futbolu.  A my mamy lekcję, od kogo należy się uczyć i na kim należy się wzorować, jeśli chcemy, by Polska dołączyła kiedyś w trwały sposób do grona bogatych krajów.

PS W rankingu FIFA Polska drużyna narodowa zajmuje obecnie 61. miejsce, o włos za Kamerunem, RPA i Haiti (niektórzy pamiętają pewnie mecz Polska–Haiti na mistrzostwach świata w roku 1974), o włos przed takimi tradycyjnymi futbolowymi potęgami jak Republika Środkowoafrykańska i Libia.  Na szczęście w rankingach gospodarczych jest lepiej.

- Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Po pierwsze, skłaniają do refleksji nad tym, jak łatwo może przemijać blask wspaniale świecących komet.  Hiszpańska piłka przez ostatnie kilka lat zdominowała świat, a drużyna narodowa od 2009 r. niemal nieprzerwanie okupuje pierwsze miejsce w rankingu FIFA (o zdobytych tytułach mistrzów świata i Europy już nie wspominając).  Ale wyniki z ostatnich dni mogą oznaczać, że Niemcy w końcu znaleźli skuteczny sposób na radzenie sobie z „la furia Española".  Po drugie, sukcesy Bayernu i Borussii każą patrzeć z szacunkiem na niemiecką solidność i długookresową konsekwencję w działaniu – choćby na krótką metę uznawać ją za nudną i mało porywającą.  No wreszcie i po trzecie, potwierdzają one stare powiedzenie Gary'ego Linekera, że „futbol to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy".

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody