Raczej to pierwsze. Poduszką, która do tej pory nas chroniła przed większym spowolnieniem, były znaczne inwestycje publiczne, dzięki czemu nie zareagowaliśmy tak szybko na załamanie koniunktury w strefie euro. Teraz inwestycje publiczne są mniejsze, więc mocniej to odczuwamy. Niewykluczone jednak, że sięgnęliśmy już dna i zaczniemy wkrótce wychodzić z dołka. Niestety będzie to raczej powolne wychodzenie.
Czy ryzyko, że Polska pogrąży się w stagnacji na najbliższe dwa–trzy lata, jest duże?
Gdyby strefa euro weszła w fazę długotrwałej stagnacji, skutkowałoby to brakiem ożywienia naszej gospodarki. Pamiętajmy, że kryzys w Europie zaczął się od problemów sektora bankowego, dlatego w najbliższym czasie wiele będzie zależało od tego, czy te problemy uda się rozwiązać. Wchodzimy w okres wdrażania nowych regulacji, m.in. wymogów kapitałowych Bazylea III, które będą wyzwaniem dla sektora bankowego. Banki będą czyściły bilanse, więc podaż kredytów pozostanie ograniczona. Im większe będą wymagania kapitałowe wobec banków, tym głębsze i dłuższe będzie spowolnienie w strefie euro.
Akcja kredytowa w Polsce już bardzo osłabła. Czy to kwestia polityki banków-matek czy braku zainteresowanych pożyczaniem?
Banki w Polsce przez długi czas działały według nieco innego modelu biznesowego niż banki w Europie. Byliśmy bardziej konserwatywni i ostrożni zarówno w zakresie udzielania kredytów, jak i pozyskiwania finansowania. Krytykowano to nawet, ale okazało się, że taka polityka uchroniła nas przed kryzysem bankowym. Rok w rok, mimo że gospodarka nie rośnie dynamicznie, banki w Polsce notują rekordowo wysokie wyniki. Żaden bank w ciągu ostatnich pięciu lat trwania kryzysu nie zwrócił się po pomoc do państwa, co pokazuje, że nasze instytucje finansowe doskonale sobie radzą. Pytanie brzmi, czy słabnąca dynamika kredytów jest pokłosiem tego, że banki zaostrzyły w pewnym momencie kryteria udzielania kredytów, czy zmniejszył się popyt na kredyt. Moim zdaniem jedno i drugie. Przed kryzysem popyt nakręcał głównie kredyt hipoteczny. To się skończyło. Następnie wyhamowała podaż kredytu konsumpcyjnego, również ze względu na zacieśnienie kryteriów nadzorczych. W tej chwili banki mają większą swobodę w tym zakresie, tylko czy klienci są chętni, żeby pożyczać? Polski sektor bankowy jest dobrze przygotowany na to, żeby wspierać gospodarkę.
Co można zrobić, żeby pojawił się popyt?