Czytanie felietonów sportowych „Rz" to zawsze była duża przyjemność. Ostatnio pojawiła się jednak kolumna, która wywołuje u mnie mieszane uczucia: rzut młotem publicysty Bartosza Marczuka w nauczycieli. Jako że lubię czytać teksty tego autora, dostrzegam, że w niemal co drugim miażdży on nauczycielskie przywileje, uznając pewnie postulat ich zlikwidowania za sprawę najwyżej rangi. Ostatnio drwi z raportu pokazującego, że nauczyciele pracują dużo i ciężko. Uważam, że z ataku na nauczycieli ani dla polskiej szkoły ani dla polskiej gospodarki wiele dobrego nie wyniknie, postanowiłem więc podjąć krótką polemikę.
W warunkach gospodarki opartej na wiedzy w naturalny sposób rośnie rola edukacji. A skoro tak, to zawód nauczyciela musi być coraz bardziej atrakcyjny, by przyciągać osoby o dużych talentach. Szkoła potrzebuje wielu zmian: większej autonomii nauczania, większej roli instytucji społecznych i oddolnych inicjatyw, większej konkurencji, ale gwałtowne obniżanie atrakcyjności zawodu nauczyciela sprawiłoby, że wszystkie te zmiany szlag by z miejsca trafił.
Fakt jest tak, że nauczyciele w Polsce są efektywni, a pracują za żenujące pieniądze (nie wszyscy, to prawda, mówię o średniej).
W niewielu rankingach na świecie zajmujemy tak wysokie miejsce jak w jakości nauczania. Wśród krajów OECD – czyli prestiżowej grupy 34. najbardziej rozwiniętych państw świata – w badaniu PISA mierzącym umiejętności uczniów w 2009 r. Polska zajmuje miejsce w połowie stawki, z wynikami na poziomie średniej lub powyżej średniej (w zależności od dziedziny). Warto walczyć o poprawę, ale pamiętajmy, że we wszystkich rankingach opisujących jakość instytucji w Polsce zawsze jesteśmy w ogonie państw rozwiniętych. Z biurokracją jest źle, z sądami źle, z placówkami badawczymi źle, a tymczasem szkoła w swoich wynikach wypada całkiem nieźle.
Jednocześnie wynagradzamy nauczycieli w skali niemal najgorszej wśród krajów z czołówki rankingu PISA. Stosunek płacy nauczyciela do średniej krajowej po 15 latach pracy w szkole podstawowej wynosi u nas niecałe 90 proc., podczas gdy krajach o dobrych wynikach nauczania nauczyciele zarabiają powyżej średniej – w niektórych nawet do 40 proc. powyżej (porównanie na podstawie danych OECD w dolarach po uwzględnieniu siły nabywczej). Porównajmy się z Niemcami, do których tak lubimy się często porównywać. Po uwzględnieniu siły nabywczej, nasze PKB per capita wynosi ok. 50 proc. niemieckiego PKB per capita, a płaca nauczyciela szkoły podstawowej to ledwie ponad ... 25 proc. płacy w Niemczech.