Polscy przedsiębiorcy jeszcze stosunkowo rzadko korzystają z opcji walutowych, które z jednej strony ograniczają ryzyko walutowe, a z drugiej – pozwalają dokonać transakcji po cenach rynkowych, gdy te będą lepsze niż ich poziom wynikający z zabezpieczenia.
– W naszym banku nie widać istotnego popytu na zakup opcji walutowych. Są to pojedyncze zapytania – mówi Marcin Serafin, kierujący Wydziałem Transakcji z Klientami w Departamencie Skarbu Banku Millennium.
– Po okresie tzw. kryzysu opcyjnego, którego szczyt przypadał na lata 2008–2009, większość firm przeniosła ciężar swoich transakcji zabezpieczających w kierunku najprostszych instrumentów, czyli transakcji forward – wyjaśnia Szymon Kościak, menedżer Zespołu Korporacyjnego Klienta Strategicznego w PKO Banku Polskim.
Inni eksperci mają podobne obserwacje. – Część firm nie korzysta z zabezpieczeń głównie z powodu złej reputacji, jaka ciągnie się za opcjami – mówi Adam Narczewski, dyrektor sprzedaży w X-Trade Brokers DM. I przypomina, że gdy w 2008 roku złoty silnie się umacniał w stosunku do euro polscy eksporterzy, zamiast konsekwentnie trzymać się swoich strategii zabezpieczających, zaczęli spekulować na instrumentach opcyjnych, zakładając dalsze umacnianie się złotego. Nastąpiła jednak eskalacja światowego kryzysu finansowego i złoty się osłabił. W ciągu 7 miesięcy kurs euro wzrósł z 3,2 do 4,9 zł. Spółki straciły ogromne kwoty, gdyż aby rozliczyć instrumenty opcyjne, musiały na rynku kupować coraz droższe euro.
Jednak zdaniem przedstawicieli banków wraz z upływem czasu coraz więcej firm na nowo dostrzega zalety opcji i uwzględnia je w swoich strategiach zabezpieczenia się przed ryzykiem kursowym.