A co ważniejsze, z tym talonem pójdą do sklepu w obstawie - „z upoważnionym przez dyrektora szkoły pedagogiem lub pracownikiem socjalnym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej". Przy 1600 beneficjentach można obliczyć, że to około 3200 godzin kompletnie nieproduktywnej „pracy", finansowanej przez miasto lub szkołę.
Wspominam o tym, bo też w Gazecie Wyborczej znalazłem tekst, w którym Adam Leszczyński przekonuje, że Polacy zarabiają za mało. „Zasługujemy na podwyżki i stać nas na nie" - oznajmia. Pisze także, że polskie firmy są jak folwarki sprzed setek lat, gdzie właściciel miał się dobrze, bo korzystał z darmowej siły roboczej. Dziś zaś korzysta z niskopłatnej.
Cóż, myślę, że dopóki stać nas na to, żeby wysyłać pracownika do sklepu, by śledził rodzica kupującego zeszyt dziecku, dopóty nie będzie nas stać na nic więcej, poza marną pensją tego pracownika. Atoli w tekście Leszczyńskiego jest ciekawy fragment. Wskazujący, że według OECD polski pracownik w ciągu godziny wytwarza 21 euro wartości dodanej, a Niemiec 44 euro, tymczasem płace różnią się 4- czy 5-krotnie. Z czego wniosek – wyzyskują nas właściciele firm. Nadto – zdaniem autora - część danych statystycznych jest fałszywa. Prywatne ferrari właściciele kupują na firmy, zaś menedżerowie, dziennikarze, prawnicy, czy lekarze mają lukratywne działalności gospodarcze, przez co statystyka nie wykazuje, że w Polsce wyzysk, czyli nierówności społeczne, rosną.
Postanowiłem sprawdzić dane. Rzeczywiście. Według Eurostatu koszty w euro godziny pracy ( bez administracji i rolnictwa) są takie: Niemcy 30,4 euro (w tym 21,9 proc. kosztów pozapłacowych), Polska 7,4 euro, w tym 16,7 proc. pozapłacowych. Różnica jest, zatem ok. czterokrotna.
Teraz wartość dodana. Otóż z danych OECD wynika, że PKB na godzinę pracy (w dolarach) wynosi w Polsce (2011 rok) 26,2 dolara, zaś w Niemczech 55,8 dol. Czyli tylko 2,12 razy więcej. Jednak jak się w czytać w tę tabelę okaże się, że te dane liczone są według siły nabywczej, dlatego polski PKB ( w sile nabywczej) wyliczono na ponad 813 mld dol. Mam wprawdzie zastrzeżenia do tych rachunków, ale nie zmieniają one generalnej obserwacji. Otóż gdyby wydajność pracującego liczono nominalnie – jak koszty pracy wyżej według Eurostatu – wynik byłby zupełnie inny – ok. 14 dolarów dla Polski, natomiast dla Niemiec prawie 70 dolarów. I różnica wyniosłaby prawie 5 razy.