Ale ewentualny nowy minister finansów wcale nie będzie miał łatwego zadania. Choć rzeczywiście gospodarka w przyszłym roku ma się rozwijać szybciej, to jednak nie ma mowy o żadnym boomie. Przyszłoroczny budżet może być więc równie trudny jak i tegoroczny. Po stronie dochodów można spodziewać się lekkiej poprawy, ale nie będzie to manna z nieba. Tylko po to, by uratować budżet przed zapaścią, ale i tak z ogromną dziurą, dochody z podatków musiałyby wzrosnąć o 9 proc. w stosunku do tegorocznego planu po nowelizacji. Tak duży wzrost jest możliwy, ale nie oczywisty.
Z drugiej strony, polskie finanse czeka kolejna tura silnej konsolidacji, czyli zaciskania pasa – Bruksela dała nam czas do końca 2014 r. na obniżenie deficytu całego sektora do 3 proc. PKB. Będzie to trudne zadanie, skoro w tym roku może będzie to 4-5 proc. PKB.
Minister finansów, stary czy nowy, będzie musiał więc poradzić sobie z wielkimi wyzwaniami – ciągnącymi się problemami z dochodami budżetu i rosnącą dziurą budżetową z jednej strony, a z drugiej - koniecznością obniżania tej dziury. Chyba, że stary/nowy minister dokona kolejnej magicznej sztuczki i w trybie natychmiastowym poprawi stan finansów publicznych przez rewolucyjne zmiany w OFE.
Rostowski: Pomyliliśmy się