Los Nokii od dawna wydawał się przesądzony. Na rynków telefonów stała się symbolem oldskulu – zbyt późno reagując na rewolucję funkcjonalną, jaką przyniósł iPhone.

W ciągu dekady z jednej z najbardziej innowacyjnych firm świata stała się tylko jedną z wielu w peletonie, który gonił Apple i Samsunga. Jeszcze wyraźniej widać to było po tym, na czym teraz jej konkurenci zarabiają krocie – na oprogramowaniu do telefonów. Systemy iOS i Android pobiły rynek – sprowadzając go do duopolu. Przyznał to zresztą nawet prezes Nokii, ogłaszając wczoraj informację o wielomiliardowej transakcji.

Dla firm z innych branż historia telefonicznej części Nokii powinna być cenną nauką na przyszłość. Nikt nie ma w dzisiejszych czasach monopolu na model biznesowy. Symbolem epoki jest bowiem zmiana. Kreowanie nowych potrzeb stało się bardziej istotne niż zaspokajanie już istniejących. Nokia została w blokach, bo zmieniała się za wolno. To zresztą najpoważniejszy zarzut pod adresem Microsoftu, który choć stara się jak może, aby być innowacyjny, to ciągle żyje głównie z systemu operacyjnego Windows, pakietów biurowych i xboxa.

Do Nokii mam sentyment – tej marki była bowiem pierwsza komórka, której używałem. Ale podejrzewam, że podobny sentyment miał posiadacz gumiaków fińskiej firmy, gdy ta żegnała się z ich produkcją. Ale sentyment w biznesie? Na tym poziomie liczy się przede wszystkim wartość marki.

Warto jednak, idąc śladem świata polityki, pamiętać o negatywnym elektoracie. A ten koncern z Redmond ma spory – od technologicznych subkultur zwolenników wolnego oprogramowania, przez wielomilionowe rzesze wyznawców kultu nadgryzionego jabłka po tych, dla których nowe Windows 8 jest nieporozumieniem, a kafelki kojarzą im się co najwyżej z łazienką. I tym bardziej szkoda, że to zamiast loga Nokii pojawi się Microsoft. A nie na odwrót.