Były major enerdowskiego Stasi nie ma oblicza i sylwetki Bonda, ale radzi sobie w świecie polityki i finansjery nie gorzej od agenta Jej Królewskiej Mości. Zaraz po utracie pracy w tajnej policji, Matthias Warnig ukończył odpowiednie kursy menadżerskie. A Dresdner Bank obdarzył niedoświadczonego bankowca wielkim zaufaniem wysyłając na białe niedźwiedzie, czyli do nowo powstałej na sowieckich zgliszczach Rosji.
Był rok 1991 czy 1992 gdy major zabrał się za organizowanie banku na dziewiczej ziemi. A że pracę dla znienawidzonych wcześniej kapitalistów traktował z równym, a może i większym entuzjazmem niż robotę dla komunistów, to szybko dorobił się okazałej willi w ekskluzywnej podmiejskiej dzielnicy dawnego Leningradu i wszechmocnych przyjaciół z Kremla.
Nie minęła dekada, a mówiący już płynnie po rosyjsku Warnig przeprowadził się do Moskwy, by pokierować tamtejszym oddziałem Dresdner Banku a potem spółką Nord Stream budującą gazociąg do Niemiec po dnie Bałtyku.
Dziś zasiada w radach nadzorczych największych rosyjskich państwowych koncernów energetycznych i banków, zazwyczaj jako „dyrektor niezależny". W tym tygodniu okazało się, że były enerdowski szpieg ma już dość pieniędzy, by kupić sobie kawałek dużego koncernu energetycznego. Taka lokata na godziwą emeryturę.
A Bond i jego koledzy z MI6 czy CIA mogą tylko pozazdrościć. Bo gdzie, jak nie w kraju rządzonym przez byłego kagebistę, były major Stasi, może czuć się jak w domu.