I jak tu sprzedać linię lotniczą?

Sprzedaż linii lotniczych zawsze budzi emocje. Najczęściej dlatego, że jej samoloty na ogonach mają albo narodową flagę, albo państwowe kolory. I natychmiast robi się sprawa polityczna

Publikacja: 01.02.2015 15:53

I jak tu sprzedać linię lotniczą?

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

British Airways, które należą do International Airlines Group, w skład której wchodzą także hiszpańskie Iberia i Vueling, są postrzegane w Wielkiej Brytanii, jako „srebra rodowe". Nie ma znaczenia, że przewoźnik od dawna jest prywatny. I chociaż był chwalony, kiedy tworzył grupę z Iberią i dominował w IAG, to teraz, kiedy 10 proc. w tej grupie kupiły Qatar Airways już dobrze nie jest.

- Katarczycy wspierają ekstremistów z Hamasu — alarmuje brytyjska prasa. Nie miało to znaczenia, kiedy ten sam fundusz inwestycyjny, który kupił udziały w IAG przejmował kultowy dom towarowy Harrodsa, a potem The Shard, najwyższy budynek w Londynie. Dodatkowo jeszcze Katarczycy kupili przecież jedną piątą lotniska Heathrow. Wszędzie tam przydały się arabskie pieniądze.

Teraz jednak brytyjska opozycja twierdzi, że linia lotnicza jest dobrem strategicznym, a Katarczycy powinni udowodnić, że przestrzegają tego samego systemu wartości, co Brytyjczycy. Bo taka inwestycja (9,99 proc za ponad miliard funtów) może spowodować, że British Airways stanie się celem ataków terrorystycznych. Ciekawe, że podobnych obaw nie mają Hiszpanie i nie chcą za wszelką cenę „chronić" Iberii i Vuelinga.

W tym samym czasie IAG szykuje się, już po raz trzeci, do przejęcia irlandzkiego Aer Lingusa. Rząd w Dublinie, nawet by sprzedał, bo prawie półtora miliarda euro bardzo by się przydało. Ale opozycja ma poważne obiekcje. Są to bardzo artykułowane obawy o miejsca pracy, zresztą słusznie, bo każda taka transakcja ma na celu oszczędności, więc jakieś cięcia pewnie są planowane. Problem w tym, jak zostaną przeprowadzone, kto i za ile straci pracę i czy rzeczywiście Aer Lingus i lotnisko w Dublinie zyskaliby na takim przejęciu.

Wielki ruch w British Airways

Negocjacje odbyłyby się między Irlandczykami, bo szef IAG, Willie Walsh też jest Irlandczykiem. Ale główne argumenty są zupełnie inne: po co sprzedawać linię lotniczą, która naprawiła biznes i na koniec tego roku planuje zysk w przeliczeniu wynoszący ok 140 mln złotych. To oczywiście czysty zbieg okoliczności, ale taki właśnie zysk planuje na ten rok polski LOT, którego prywatyzacja planowana jest na ten trudny wyborczy rok 2015. Tyle, że Irlandczycy za ubiegły rok mają straty, a LOT — wszystko na to wskazuje — zysk.

Jeśli więc ostatecznie znajdzie się chętny do przejęcia polskiego przewoźnika, który ma w kraju coraz mniej krytyków, to wyobrażam sobie awantury sprzedających z opozycją. Mimo, że unijne prawo zakazuje sprzedania inwestorowi spoza UE więcej, niż 49 proc udziałów. Tak było już kilka lat temu, kiedy Turkish Airlines chciał przejąć mniejszościowy pakiet w Locie. Ciekawe, czy wówczas doszłoby do sytuacji, kiedy największego polskiego przewoźnika mogła uratować jedynie pomoc publiczna. Tak było również wtedy, gdy o akcje LOT-u starały się Lufthansa, British Airways i Swissair. Wybrano wtedy Szwajcarów, jako najmniej „inwazyjnych".

Wątpię przy tym, żeby dzisiaj jakiś inwestor chciał dać za LOT ponad półtora miliarda euro. Ale kto wie? Dublin może stać się ruchliwym centrum przesiadkowym, tak samo jak i Warszawa. Aer Lingus ma tyle samo samolotów co LOT, lata do tylu samo portów przeznaczenia, zatrudnia dwukrotnie więcej pracowników i przewozi o połowę mniej pasażerów.

Czy więc nowa fala konsolidacji w europejskim lotnictwie rzeczywiście ma szanse i zahaczy o LOT? Czy też raczej skończy się w momencie, kiedy praktycznie się zaczęła? Byłaby wielka szkoda.

Bo w ten sposób Europejczycy nigdy nie wygrają z konkurencją — z zachodu z Amerykanami, ze wschodu z liniami arabskimi. Jedno jest oczywiste, że LOT, niezależnie od tego jak dobre miałby wyniki, samotnie nie sprosta konkurencji. Rozumieją to Finowie, którzy mówią otwarcie o sprzedaży Finnaira, rządy Danii, Norwegii i Szwecji, które chętnie widziałyby obce pieniądze w SASie. Tyle, że kiedy dochodzi do przejęcia, nagle okazuje się, że srebra rodowe powinny błyszczeć tylko na własnym stole.

British Airways, które należą do International Airlines Group, w skład której wchodzą także hiszpańskie Iberia i Vueling, są postrzegane w Wielkiej Brytanii, jako „srebra rodowe". Nie ma znaczenia, że przewoźnik od dawna jest prywatny. I chociaż był chwalony, kiedy tworzył grupę z Iberią i dominował w IAG, to teraz, kiedy 10 proc. w tej grupie kupiły Qatar Airways już dobrze nie jest.

- Katarczycy wspierają ekstremistów z Hamasu — alarmuje brytyjska prasa. Nie miało to znaczenia, kiedy ten sam fundusz inwestycyjny, który kupił udziały w IAG przejmował kultowy dom towarowy Harrodsa, a potem The Shard, najwyższy budynek w Londynie. Dodatkowo jeszcze Katarczycy kupili przecież jedną piątą lotniska Heathrow. Wszędzie tam przydały się arabskie pieniądze.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska