British Airways, które należą do International Airlines Group, w skład której wchodzą także hiszpańskie Iberia i Vueling, są postrzegane w Wielkiej Brytanii, jako „srebra rodowe". Nie ma znaczenia, że przewoźnik od dawna jest prywatny. I chociaż był chwalony, kiedy tworzył grupę z Iberią i dominował w IAG, to teraz, kiedy 10 proc. w tej grupie kupiły Qatar Airways już dobrze nie jest.
- Katarczycy wspierają ekstremistów z Hamasu — alarmuje brytyjska prasa. Nie miało to znaczenia, kiedy ten sam fundusz inwestycyjny, który kupił udziały w IAG przejmował kultowy dom towarowy Harrodsa, a potem The Shard, najwyższy budynek w Londynie. Dodatkowo jeszcze Katarczycy kupili przecież jedną piątą lotniska Heathrow. Wszędzie tam przydały się arabskie pieniądze.
Teraz jednak brytyjska opozycja twierdzi, że linia lotnicza jest dobrem strategicznym, a Katarczycy powinni udowodnić, że przestrzegają tego samego systemu wartości, co Brytyjczycy. Bo taka inwestycja (9,99 proc za ponad miliard funtów) może spowodować, że British Airways stanie się celem ataków terrorystycznych. Ciekawe, że podobnych obaw nie mają Hiszpanie i nie chcą za wszelką cenę „chronić" Iberii i Vuelinga.
W tym samym czasie IAG szykuje się, już po raz trzeci, do przejęcia irlandzkiego Aer Lingusa. Rząd w Dublinie, nawet by sprzedał, bo prawie półtora miliarda euro bardzo by się przydało. Ale opozycja ma poważne obiekcje. Są to bardzo artykułowane obawy o miejsca pracy, zresztą słusznie, bo każda taka transakcja ma na celu oszczędności, więc jakieś cięcia pewnie są planowane. Problem w tym, jak zostaną przeprowadzone, kto i za ile straci pracę i czy rzeczywiście Aer Lingus i lotnisko w Dublinie zyskaliby na takim przejęciu.