Związki tworzy się łatwo. Wystarczy skrzyknąć dziesięciu pracowników lub trzydziestu chłopów (jeśli z jednej wsi, to też wystarczy dziesięciu) i już mamy zakładową reprezentację ludu pracującego.
Toteż związków mamy 7,6 tys. To dużo jak na kraj, w którym funkcjonuje 75 tys. przedsiębiorstw zatrudniających ponad dziewięć osób. Wprawdzie liczba związków nie przekłada się na liczbę członków. Ilu ich jest, nikt nie wie. Brakuje takich statystyk, od kiedy Sąd Najwyższy zakazał pracodawcom żądania imiennych list członków związku. Dane podawane czasem przez centrale związkowe nie są wiarygodne, a związki rolnicze w ogóle ich nie udostępniają. Dlatego jedynym źródłem mogą być badania CBOS.
Z badań wynika, że do związków zawodowych należy 12 proc. pracowników. W firmach prywatnych związki praktycznie nie występują, natomiast w 165 przedsiębiorstwach państwowych uzwiązkowienie jest kolosalne. Największe w górnictwie. Wynosi tam ok. 100 proc. (niecały 1 proc. ogółu zatrudnionych i 10 proc. ogółu członków związku). Nie dziwi zatem, że jest to siła zdolna do zorganizowania potężnych strajków, chwiejących rządami.
Drugim liderem protestów są związki rolnicze. Na ich członków CBOS się nie natknął, możemy zatem przyjąć, że w tym dziale uzwiązkowienie jest bliskie zera. Istnieje jednak jedna wspólna cecha górnictwa i rolnictwa – pomoc publiczna. Górnictwo od 1990 r. otrzymało wsparcie w wysokości blisko 250 mld zł. Było to ok. 10 mld zł rocznie. Podobną kwotę dostaje obecnie, choć skurczyło się o dwie trzecie. Oznacza to, że przeciętny górnik jest dotowany kwotą sięgającą niemal 50 tys. zł rocznie. Odpowiada to połowie jego wynagrodzenia. Niewiele mniej dostaje rolnik. Roczne wsparcie (dotacje unijne, dopłata do KRUS, NFZ, akcyza paliwowa, preferencyjne stawki podatkowe) to prawie 50 mld zł. Można z tego wnosić, że trzeba dużo dostawać za darmo, aby energicznie protestować i domagać się jeszcze więcej.
Oczywiste jest pytanie, czy prawo związkowe nie jest w Polsce zbyt liberalne i czy nie powinno się zaostrzyć warunków wszczynania protestów, zwłaszcza tych w najbrutalniejszych formach. Pytanie jest retoryczne. Nic takiego się nie stanie, skoro nawet skromniutki projekt podwyższenia liczby członków związku upoważniającej do występowania w imieniu całej załogi został szybko schowany pod marszałkowskie sukno.