Dlatego raport BCG sugerujący, że Polska jest jednym ze światowych liderów tempa poprawy jakości życia, cieszy bardziej niż fakt, że Polska należy do najszybciej rozwijających się gospodarek Unii.
Z wyliczeń BCG, opartych na ponad 40 wskaźnikach ekonomicznych, społecznych i dotyczących środowiska, wynika nie tylko, że w Polsce żyje się lepiej niż w innych krajach o podobnym stopniu zamożności, ale też, że jakość życia poprawia się szybciej, niż rośnie polska gospodarka. W latach 2006–2013 tylko w Rwandzie i w Etiopii jakość życia wzrosła bardziej niż nad Wisłą.
Na pierwszy rzut oka tych wniosków nie sposób pogodzić z wynikiem wyborów prezydenckich, powszechnie interpretowanym jako wyraz niezadowolenia Polaków z elit rządzących krajem akurat w analizowanym okresie, ani z masową emigracją młodych. Tym bardziej że widoczny w badaniach BCG wzrost dobrobytu to w pewnej mierze efekt spadku stopy bezrobocia, do czego emigracja walnie się przyczyniła.
Ale unijne badania ankietowe (znane jako Eurobarometr) zdają się potwierdzać, że Polacy poprawę jakości życia dostrzegają. W 2006 r. 74 proc. z nas deklarowało, że jest zadowolonych z życia, co sytuowało nas wyraźnie poniżej unijnej średniej, a w 2014 r. już 84 proc. było tego zdania, czyli zdecydowanie więcej niż średnio w UE.
Być może Polacy sądzą, że postęp byłby jeszcze szybszy, gdyby krajem rządził kto inny? A może – w co sukces wyborczy „antysystemowców" pozwala wierzyć – dochodzimy do wniosku, że najlepszy byłby rząd minimalny, którego główną rolą byłoby nieprzeszkadzanie nam w realizacji naszych celów.