Internet to narzędzie także dla oszustów działających na rynku nieruchomości. Wiadomo o tym nie od dziś, ale zawsze, gdy zaczyna się sezon, znajdą się i kolejni oszuści, i kolejni naciągnięci poszukiwacze wakacyjnych kwater.
Przypomnijmy historię z początku roku. Nietęgie miny musiały mieć osoby, które tej zimy chciały wypocząć w Zakopanem i w Karpaczu, a rezerwowały„magiczne apartamenty" lub „domki z kominkiem" przez internet. Jak opowiadają policjanci, ładnie zrobione strony w internecie ze zdjęciami domów z wewnątrz i zewnątrz, a przede wszystkim atrakcyjną ceną najmu, kusiły szukających luksusu i okazji. Okazało się jednak, że oferowane nieruchomości istnieją wirtualnie. Turyści przekonali się o tym już po wpłaceniu zaliczki, szukając na miejscu swoich kwater.
Do podobnych oszustw doszło wcześniej w kurortach nad Bałtykiem. O obu sprawach głośno było w mediach, a i tak znaleźli się kolejni naiwni. Pewnie i w tym roku nie będzie inaczej. Policja zamknie jedną stronę z fałszywymi ofertami, a pojawią się kolejne.
Nie namawiam do rezygnacji z robienia rezerwacji przez internet. Warto jednak sprawdzić, czy pensjonat lub dom istnieje, zanim przelejmy należność. Jak to zrobić? Najprościej zajrzeć na stronę WWW urzędu miasta lub gminy. W większości kurortów prowadzony jest rejestr legalnie działających kwater. Można też zadzwonić i zapytać urzędników o adres podany w sieci lub skontaktować się z Biurem Informacji Turystycznej.