Krzysztof Adam Kowalczyk: To nie są wybory prezydenckie

Programy kandydatów na prezydenta są w najlepszym przypadku „pilotami” inicjatyw, którymi za dwa i pół roku kusić będą wyborców ich ugrupowania. W najgorszym – czystym mirażem. Bo wybieramy prezydenta, który w gruncie rzeczy niewiele może.

Publikacja: 16.05.2025 04:04

Krzysztof Adam Kowalczyk: To nie są wybory prezydenckie

Foto: Adobe Stock

Głowa państwa w polskim systemie politycznym ma uprawnienia dość ograniczone w przeciwieństwie np. do prezydenta USA czy Francji, którzy mają realną władzę w swoich krajach. Dlatego z dystansem patrzę na zapewnienia kandydatów o tym, jaką politykę mieszkaniową, kredytową czy rolną prowadzić chcieliby jako głowa państwa.

Można natomiast deklaracje kandydatów traktować jako „pilota” programów stojących za nimi partii na kolejne wybory parlamentarne. O ile oczywiście przez dwa i pół roku postulaty nie znudzą się nieco już zblazowanemu elektoratowi. Siła sprawcza programów zależy tu od poparcia, jakim cieszą się poszczególne ugrupowania, i oczywiście od ich „zdolności koalicyjnej”. Niemniej warto je poznać już dziś.

Czytaj więcej

Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety

Komu podatki podniesie lewica?

Na przykład lewica już pokazuje, że będąc w rządzie, potrafi forsować własny program, więc nie ignorowałbym programowej zapowiedzi Magdaleny Biejat „wprowadzenia realnej progresji podatkowej (również dla firm) i większego niż dotąd oparcia się na podatkach bezpośrednich”. Może być ciekawie, jeśli Biejat pokaże w pierwszej turze dobry wynik.

Największą siłą przebicia dysponuje jednak Rafał Trzaskowski, kandydat najmocniej obecnie trzymającej ster rządów KO. Nietrudno zauważyć, że postulowana przez niego deregulacja już się dzieje (aczkolwiek oczekiwałbym też obiecywanego przez Trzaskowskiego projektu ustawy mówiącej, że dwie stare regulacje idą do kasacji, jeśli wprowadzana jest jedna nowa). Brzmiący bombastycznie pomysł programowy 250 mld zł na „nowy COP” też się jakoś wpisuje w plany rządu. Ostrzegałbym jednak przed 2 mld zł na planowany przez Trzaskowskiego „prezydencki fundusz inwestycyjny”, bo nietrudno tu o poślizg w kierunku znanego z epoki PiS rozdawania czeków po uważaniu.

Szymona Hołownię zapytałbym, co wstrzymuje jego współrządzące ugrupowanie przed postulowanymi przez kandydata inicjatywami rozwijania budownictwa społecznego. Radziłbym mu jednak zapomnieć o zapisanym w jego programie prezydenckim regulowaniu marż kredytów bankowych, bo to trąci już PRL-em. 

W jakich dziedzinach wydatki okroi Konfederacja?

Program kandydata Sławomira Mentzena to gotowiec dla Konfederacji na wybory parlamentarne. Pod prywatyzacją spółek państwowych sam bym się podpisał, podobnie pod wyrzuceniem z nich polityków (ten drugi postulat ma też Hołownia, co go powstrzymuje?). Ale zapowiadana przez Mentzena reforma podatkowa przypomina już Kononowiczowskie „nie będzie niczego”. Nie będzie ani podatku od spadków (który już teraz jest w zaniku), ani podatku Belki. ZUS dla przedsiębiorców ma natomiast być dobrowolny.

Kandydat Konfederacji dyskretnie przemilcza, które wydatki by obciął i komu zabierze pieniądze, by równoważyć budżet. Fakt, to by się zdecydowanie gorzej sprzedało w kampanii od „znacząco uproszczę PIT, CIT i VAT”.

Kandydat PiS Karol Nawrocki obiecuje w programie mannę z nieba: „więcej dobrobytu dla wszystkich”, ale bez szczegółów. Szkoda.

Na postulowane przezeń „zniesienie podatku Belki” i „podwyższenie drugiego progu podatkowego” organizujący jego kampanię PiS miał osiem lat. Rząd tej partii nie musiał też akceptować unijnego Zielonego Ładu, z którego teraz jego kandydat obiecuje nas wypisać.

Weto, czyli realna władza prezydenta

Choć to trochę wróżenie ze szklanej kuli, to mocarstwowe plany zgłaszane przez kandydatów dają pewne pojęcie, jakie ustawy przyszły prezydent będzie chciał podpisywać, a jakich nie. Bo weto, czyli mówiąc wprost, wkładanie kija w szprychy, to jego najważniejsza broń.

Piłkę jednak podaje tu rządząca większość, uchwalając nowe prawo w Sejmie i Senacie. Także prezydenckie inicjatywy ustawodawcze są weryfikowane przez parlament. A przed korzystaniem z prezydenckiego prawa do rozpisywania referendum bym każdego zwycięzcę wyborów przestrzegał po kompromitacji, jaką były ostatnie dwa plebiscyty.

Jaką politykę personalną będzie prowadził nowy prezydent?

Władza prezydenta rozciąga się też – z pewnymi ograniczeniami – na politykę personalną. Powołuje on szefa rządu. Ale uwaga, może się tu skompromitować, jak Andrzej Duda po przegranych przez PiS wyborach, gdy pobłogosławiony przezeń tzw. tymczasowy rząd Morawieckiego nie dostał wotum zaufania.

Wybrany w tym roku prezydent powoła w czasie swojej kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, prezesa NSA i zapewne także Trybunału Konstytucyjnego. Wszystkie te instytucje interpretują prawo – także gospodarcze – bądź je kształtują, więc ludzie, na których postawi, będą mieli wpływ na życie nas wszystkich. 

W wymiarze czysto ekonomicznym najważniejsze jednak będą decyzje nowego prezydenta dotyczące polityki monetarnej. Przede wszystkim wybór kandydata na prezesa NBP (którego zatwierdza Sejm). Kadencja Adama Glapińskiego kończy się w czerwcu 2028 r., o ile nie skróci jej Trybunał Stanu.

W grudniu 2025 r. nowy prezydent wskaże zaś jednego członka Rady Polityki Pieniężnej, a w lutym 2028 r. dwóch – z przysługującego mu trzyosobowego limitu. I te cztery nominacje na sześcioletnie kadencje będą miały największy – obok ewentualnych wet nowego prezydenta – wpływ na gospodarkę.

Innego ważnego swojego uprawnienia – prawa łaski – mam nadzieję, że nowy prezydent nie będzie naużywał. Zwłaszcza w sprawach afer gospodarczych.

Głowa państwa w polskim systemie politycznym ma uprawnienia dość ograniczone w przeciwieństwie np. do prezydenta USA czy Francji, którzy mają realną władzę w swoich krajach. Dlatego z dystansem patrzę na zapewnienia kandydatów o tym, jaką politykę mieszkaniową, kredytową czy rolną prowadzić chcieliby jako głowa państwa.

Można natomiast deklaracje kandydatów traktować jako „pilota” programów stojących za nimi partii na kolejne wybory parlamentarne. O ile oczywiście przez dwa i pół roku postulaty nie znudzą się nieco już zblazowanemu elektoratowi. Siła sprawcza programów zależy tu od poparcia, jakim cieszą się poszczególne ugrupowania, i oczywiście od ich „zdolności koalicyjnej”. Niemniej warto je poznać już dziś.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wojna orła ze smokiem
Opinie Ekonomiczne
Dr Mateusz Chołodecki: Czy można skutecznie regulować rynki cyfrowe
Opinie Ekonomiczne
Marcin Piasecki: Marzenie stanie się potrzebą
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki