Głowa państwa w polskim systemie politycznym ma uprawnienia dość ograniczone w przeciwieństwie np. do prezydenta USA czy Francji, którzy mają realną władzę w swoich krajach. Dlatego z dystansem patrzę na zapewnienia kandydatów o tym, jaką politykę mieszkaniową, kredytową czy rolną prowadzić chcieliby jako głowa państwa.
Można natomiast deklaracje kandydatów traktować jako „pilota” programów stojących za nimi partii na kolejne wybory parlamentarne. O ile oczywiście przez dwa i pół roku postulaty nie znudzą się nieco już zblazowanemu elektoratowi. Siła sprawcza programów zależy tu od poparcia, jakim cieszą się poszczególne ugrupowania, i oczywiście od ich „zdolności koalicyjnej”. Niemniej warto je poznać już dziś.
Czytaj więcej
Koniec lania wody. Wyborcy nie interesuje, czy przyszły prezydent uprawia jogging czy boks. Od ka...
Komu podatki podniesie lewica?
Na przykład lewica już pokazuje, że będąc w rządzie, potrafi forsować własny program, więc nie ignorowałbym programowej zapowiedzi Magdaleny Biejat „wprowadzenia realnej progresji podatkowej (również dla firm) i większego niż dotąd oparcia się na podatkach bezpośrednich”. Może być ciekawie, jeśli Biejat pokaże w pierwszej turze dobry wynik.
Największą siłą przebicia dysponuje jednak Rafał Trzaskowski, kandydat najmocniej obecnie trzymającej ster rządów KO. Nietrudno zauważyć, że postulowana przez niego deregulacja już się dzieje (aczkolwiek oczekiwałbym też obiecywanego przez Trzaskowskiego projektu ustawy mówiącej, że dwie stare regulacje idą do kasacji, jeśli wprowadzana jest jedna nowa). Brzmiący bombastycznie pomysł programowy 250 mld zł na „nowy COP” też się jakoś wpisuje w plany rządu. Ostrzegałbym jednak przed 2 mld zł na planowany przez Trzaskowskiego „prezydencki fundusz inwestycyjny”, bo nietrudno tu o poślizg w kierunku znanego z epoki PiS rozdawania czeków po uważaniu.