Rz: Agencje zatrudnienia mają problem ze znalezieniem kandydatów do sezonowych prac przedświątecznych, np. do bycia Świętym Mikołajem. Główny wpływ na to ma spadek bezrobocia, ale może to jest po prostu zbyt ciężka praca?
Marek Madalski: Na pewno jest ciężka, z tym że mnie akurat sprawia ona wielką przyjemność, a to rekompensuje ten trud. Mikołaj musi być w formie: dźwigać worki z prezentami, a czasem nawet wdrapać się na balkon, jeśli takiej niespodzianki oczekują rodzice. Na co dzień prowadzę firmę przeprowadzkową, więc formę utrzymuję cały czas; mnie to nie przeraża. Za to rozdawanie prezentów pozwala mi naładować akumulatory na cały rok. Zaczynałem to robić dla pieniędzy, a teraz doklejam białą brodę już wyłącznie z czystej przyjemności.
Na czym ta praca polega?
W okresie mikołajkowym odwiedza się przedszkola, później są imprezy firmowe, bo dorośli także chcą się trochę rozchmurzyć po pracy. Za to w wigilię Bożego Narodzenia jeździ się po domach. Porządny Mikołaj nie pisze się na więcej niż trzy wizyty. Czasu jest mało, bo pierwsza gwiazdka pojawia się po godz. 15, a na ostatnią wizytę należy przyjechać na pewno przed 20. Gdy robi się późno, dzieci zaczynają się denerwować, że Mikołaj o nich zapomniał. A trzeba jeszcze pamiętać o czasie na dojazd. Jeśli ktoś myśli, że w Wigilię nie ma korków, to się grubo myli.
Jak wyglądają takie wigilijne wizyty?