Były członek RPP ostro do analityków: uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć

Od sześciu miesięcy nie ma inflacji, co Szanowne Panie i Panowie Analitycy powinni sobie grubym flamastrem napisać i wywiesić nad biurkiem. Jeśli chcecie Państwo wykonywać poprawne, profesjonalne prognozy inflacji, to musicie brać pod uwagę zmiany cen z miesiąca na miesiąc – były członek RPP smaga biczem krytyki ekonomistów.

Publikacja: 20.11.2023 13:18

Były członek Rady Polityki Pieniężnej Jerzy Żyżyński

Były członek Rady Polityki Pieniężnej Jerzy Żyżyński

Foto: PAP/Paweł Supernak

GUS podał kolejny komunikat o inflacji: „Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w październiku 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 6,5 proc., a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,2 proc.”.

Prognozy od siedmiu boleści

I pojawiły się komentarze, na przykład: „Inflacja w październiku obniża się z 8,2 do 6,5 proc. r/r i jest najniższa od dwóch lat. Dynamika CPI zakończyła ostre hamowanie, w końcówce roku powinna pozostać blisko bieżącego pułapu. Kolejny miesiąc wygasania wzrostu cen sprawi, że 8 listopada RPP obniży stopy…”. I dalej czytamy, że „zdaniem wielu ekspertów inflacja nie będzie już spadać tak szybko. Prawdopodobnie będzie to jej ostatni wyraźny ruch w dół w tym roku”.

Podobnie piszą analitycy znanego banku: „Przestrzeń do zniżki inflacji w kolejnych miesiącach będzie jednak niewielka. (…) Na koniec tego roku inflacja powinna być zbliżona do 7 proc. rok do roku”.

Mądrale z innego znanego banku pouczają, że „w przypadku inflacji spodziewamy się kontynuacji szybkiego spadku, do 6,5 z 8,2 proc. rok do roku”, ale może to być „Ostatni duży spadek inflacji w tym roku”

Prognozy innych analityków od siedmiu boleści są podobne. Z przekąsem stwierdzają oni , że „to, co wydarzy się później, jest już niewiadomą, tarcza antyinflacyjna może bowiem zniknąć”. No pewnie, że przyszłość jest wielką niewiadomą, zawsze może być tak, że pojawią się nie wiadomo skąd czarne łabędzie, ale gdy się stwierdza z przekąsem, że co prawda „inflacja (…) spadła poniżej 7 proc. i osiągnęła najniższą wartość od dwóch lat., to jednakże w ujęciu miesięcznym indeks cen dóbr konsumpcyjnych odnotował pierwszy wzrost od kwietnia”, to warto by zauważyć, że ten lekki, o 0,2 proc. wzrost w październiku w stosunku do września nawet nie skompensował spadku, jaki miał miejsce we wrześniu w stosunku do sierpnia (-0,4%), Gdybyśmy zaś przeliczyli ten październikowy wzrost na skalę roczną – a robi się to, panie ekspercie, prosto: przez podniesienie do 12 potęgi wskaźnika 1,002 – to wyjdzie nam roczny wskaźnik tempa wzrostu cen 2,4 proc., czyli ciut poniżej celu inflacyjnego NBP, o którym mądrala pisze dalej, że nie wiadomo kiedy zostanie osiągnięty.

Ostatecznie komunikat za październik skorygował dane z komunikatu szybkiego i okazuje się, że miesięczny wzrost był nieco wyższy i wyniósł 0,3 proc, co w skali rocznej daje wskaźnik 3,7 – jest to nieco powyżej celu inflacyjnego 1,5-3,5 – ale aktualne pozostaje, że ten wzrost nie skompensował spadku z poprzedniego miesiąca).

Porażający poziom niekompetencji

Poziom dezinformacji i niekompetencji w komentarzach o inflacji jest porażający. Można powiedzieć, że „w temacie inflacji” poziom rozbieżności między pewnością siebie komentatorów a ich ignorancją jest bodaj największy. Nie chodzi tu o liczby, liczby cytują oni biegle, ale problem jest z samym zrozumieniem tego tak podstawowego w ekonomii pojęcia, jakim jest inflacja.

Ale żeby Szanownych Analityków Bankowych ułagodzić dodam, że są w dobrym towarzystwie, bo dotyczy to też niestety wielu uczonych z dr albo i hab. przed nazwiskiem, a nawet tytułami profesorskimi, skądinąd nawet w swoich specjalizacjach znakomitych ekonomistów, w tym niektórych byłych (ale nie tylko) członków RPP.

Czym jest inflacja

Tak więc trzeba sobie przede wszystkim wyjaśnić, czym jest inflacja. Definicja jest prosta: to proces wzrostu cen. Ceny oczywiście same nie rosną, decydują o nich ludzie – a konkretnie producenci i sprzedawcy – postanawiają o zwiększeniu lub obniżeniu cen pod wpływem różnych czynników, które z grubsza możemy podzielić na zewnętrzne i wewnętrzne oraz podażowe i popytowe. Ceny rosną lub spadają, a proces ich zmian – wzrostu lub spadku – przedstawia wyłącznie wskaźnik inflacji miesięcznej.

Jest to jak ze zmianami funkcji matematycznych – mierzy je pochodna, czyli zmiana wartości funkcji w stosunku do nieskończenie małego przyrostu argumentu funkcji, a nie dla przyrostu o dajmy na to 12 jednostek. Ceny mogą zmieniać się codziennie, ale w pomiarze procesu ich zmian najdrobniejszym przyrostem argumentu – czasu - jest miesiąc. I dlatego, gdy mówimy o inflacji, to wskaźnik mierzący zmiany cen w stosunku do poprzedniego miesiąca jest tym, o którym możemy powiedzieć: to jest inflacja.

Czym jest wskaźnik roczny

Natomiast wskaźnik, w którym zmiana jest określona w stosunku do analogicznego miesiąca poprzedniego roku, ściśle biorąc, nie powinien być określany jako inflacja – to jest miara mierząca skutki zmian cen, jakie miały miejsce w ciągu roku. Powstaje przez podzielenie wartości koszyka dóbr w mijającym miesiącu przez jego wartość rok wcześniej. Przez – przecież nie taki krótki – czas ceny mogły rosnąć i spadać, jeśli ostatecznie najświeższa cena jest wyższa niż ubiegłoroczna, to powiemy, że miała miejsce inflacja, ale ściśle biorąc jest to tylko miara rocznych skutków zmian cen.

Mówiąc, jak zostało zacytowane, że „inflacja w październiku wyniosła 6,5 proc.” popełnia się zatem błąd. Sugeruje się, że ceny wciąż rosną, zatem dezinformuje się opinię publiczną, bo w październiku ceny aż tak nie wzrosły – one nieco się podwyższyły, ale ten wzrost nawet nie skompensował spadku jaki miał miejsce we wrześniu, przeliczony na skalę roczną był dokładnie w celu inflacyjnym NBP (2,4 proc.), a ogólnie biorąc od sześciu miesięcy nie ma inflacji, co Szanowne Panie i Panowie Analitycy powinni sobie grubym flamastrem napisać i wywiesić nad biurkiem.

Dlaczego jest ważne rozumienie tego: ano dlatego, że wskaźnik roczny, ma tę osobliwą własność, że zmiany jego wartości określa to, co działo się rok wcześniej. Może być zatem tak, że w sytuacji, gdy ceny od miesięcy nie zmieniają się, zatem aktualnie nie ma inflacji i jest stabilnie, wskaźnik roczny może rosnąć, bo rok wcześniej z miesiąca na miesiąc ceny spadały, była deflacja. Wskaźnik roczny może też maleć z tego powodu, że rok wcześniej ceny z miesiąca na miesiąc podskoczyły w górę.

O wskaźniku rocznym decyduje zatem to, co działo się rok temu. I z taką sytuacją mieliśmy wielokrotnie do czynienia. Na przykład po napaści Rosji na Ukrainę wskaźniki roczne sukcesywnie rosły (od marca do lipca kolejno: 11,0; 12,4; 13,9; 15,5; 15,6 proc.), co wywoływało alarmistyczne komunikaty o rosnącej inflacji, a tymczasem inflacja co prawda w marcu podskoczyła do wysokiego poziomu 3,3 proc. w stosunku do lutego, w którym zresztą miała miejsce deflacja w stosunku do stycznia, zatem był wyraźny sygnał stabilizacji cen. Powodem gwałtownego wzrostu był ewidentnie wybuch wojny. Ale po marcu inflacja malała, o czym mówiły kolejne miesięczne wskaźniki (od kwietnia: 2,0; 1,7; 1,5; 0,5 proc.).

Tak więc w sytuacji, gdy wskaźnik r/r rósł, inflacja miesięczna konsekwentnie spadała, profesjonaliści powinni to dostrzegać i opinię publiczną informować, że inflacja maleje, a nie że rośnie, albo nawet, jak teraz, że od sześciu miesięcy jej nie ma.

Przyjrzyjmy się zatem, co działo się teraz. Wskaźnik r/r wyraźnie się obniżył, zgodnie z zapowiedziami prezesa NBP, tak jak prognozowali jego analitycy, a wskaźnik miesięczny lekko drgnął w górę. Sprzeczność? Na pozór, bo na dynamiczny spadek wskaźnika rocznego wpłynęło nie tylko to, że po prostu wzrost cen zatrzymał się, nie ma już inflacji jako procesu wzrostu cen, ale też to, że rok temu w miesiącach sierpień, wrzesień, październik ceny z miesiąca na miesiąc rosły kolejno o 0,8; 1,6; 1,8 proc.

Jak naprawdę wygląda „las” inflacji

Jeśli chcecie Państwo wykonywać poprawne, profesjonalne prognozy, to musicie brać pod uwagę zmiany cen z miesiąca na miesiąc. A warto zauważyć, że prognozowanie inflacji byłoby w ogóle łatwiejsze i lepsze naukowo, gdyby GUS obok wskaźników CPI i innych z nim związanych miar podawał także samą wartość koszyka dóbr i najważniejszych składających się nań cen.

Wskaźniki roczne są oczywiście ważne, stosujemy je do analiz makroekonomicznych dla długich okresów, pokazują, jak zmieniła się w ciągu roku wartość pieniądza, ale nie mogą być używane do bieżącej polityki, bo nie informują o tym, co dzieje się bieżąco. Inflacja mierzona wskaźnikiem rocznym jest w celu inflacyjnym i podawana w prognozach analityków NBP.

To jest jak z oglądaniem lasu z dużej odległości: widać tylko zielony pas z ciemniejszymi i jaśniejszymi fragmentami, ale po to, by zobaczyć, co tam jest naprawdę, to musimy podejść bliżej albo użyć dobrej lornetki – wtedy dostrzeżemy poszczególne drzewa, krzaki a może nawet kępy traw.

Inflacja roczna to ogólna informacja użyteczna dla analiz makroekonomicznych i pokazania ogólnych długookresowych tendencji, takich ciemniejszych i jaśniejszych pasm, natomiast dla polityki i po to, by wiedzieć, co się aktualnie dzieje, musimy wykorzystywać wskaźnik którego bazą jest poprzedni miesiąc. I to ten wskaźnik mówi nam, jak ten „las” naprawdę wygląda - otóż naprawdę, od sześciu miesięcy nie ma inflacji.

Polityka ogólnie, a zwłaszcza polityka pieniężna ma opierać się na obrazie tego, co dzieje się aktualnie, tu i teraz i czego ewentualnie możemy spodziewać się w przyszłości, ale nie może o bieżącej polityce decydować miara, której wartość zależy od tego, co działo się rok temu. To byłby absurd, dlatego wielki błąd popełniają ci, którzy postulują stopy procentowe na poziomie wyższym niż roczny wskaźnik inflacji. Za pierwszej RPP stosowano nawet prawie dwukrotne przebicie – bardzo niekompetentne – i doprowadzono prawie do „zaduszenia” gospodarki: bezrobocie wzrosło z 10 do 20 proc.

Są podstawy do obniżki stóp procentowych

A teraz polityka pieniężna musi dostosować się do faktu, że ceny przestały rosnąć, nie ma inflacji, zatem są pełne podstawy do tego, by stopy procentowe redukować stopniowo do stanu, który przed pandemią był uznawany za „normalny”, korzystny dla gospodarki: niskich stóp procentowych sprzyjających rozwojowi gospodarki.

Oczywiście decyzje muszą też uwzględniać szerszy kontekst, który może być źródłem niepewności i skłaniać do wstrzymania na pewien czas obranego wcześniej kierunku – listopadowa decyzja była zatem nie wynikiem „bardziej jastrzębiego kursu” ani „podjęcia na nowo walki z inflacją” (nie podejmuje się walki z czymś, czego nie ma), lecz konsekwencją pojawienia się niepewności. Jednak skutki wcześniejszej inflacji wciąż się utrzymują, a niepewność wywołana przez świat bieżącej polityki skłania do strategii przeczekania, tego, co w poprzedniej jeszcze RPP (której ja byłem uczestnikiem), jeszcze za kadencji prof. Marka Belki, było określane jako „strategia wait and see” – i słusznie.

Wirus dezinformacji

Uproszczone informacje prasowe czy internetowe niosą w sobie wirus dezinformacji, dla opinii publicznej są jak covid dla zdrowia publicznego. Ale profesjonaliści powinni szczególnie skrupulatnie wystrzegać się formułowania opinii obciążonych błędami interpretacyjnymi. To dotyczy też niektórych członków obecnej RPP, którzy będąc w swojej wąskiej dziedzinie fachowcami, wstąpili na szlak, po którym nie umieją się poruszać, nie rozumieją pojęć, np. pojęcia inflacji, i jak się wydaje, nawet roli stóp procentowych banku centralnego. Dotyczy to także niektórych polityków.

Dlatego powyższe uwagi powinny być dla nich szczególnie cenne, niech wezmą sobie to do serc, bo może powstrzymają się przed pleceniem horrendalnych, kompromitujących głupstw, takich też jak nawoływanie do Trybunału Stanu dla prezesa NBP z powodu niewłaściwych reakcji polityki pieniężnej na inflację. Można im tylko poradzić: uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć.

Autor jest profesorem ekonomii, zatrudnionym na Uniwersytecie Warszawskim, byłym członkiem RPP w latach 2016-2022. Wcześniej był posłem PiS.

O autorze

Jerzy Żyżyński

 Autor jest profesorem ekonomii, zatrudnionym na Uniwersytecie Warszawskim, byłym członkiem RPP w latach 2016-2022. Wcześniej był posłem PiS.

Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji.

GUS podał kolejny komunikat o inflacji: „Ceny towarów i usług konsumpcyjnych według szybkiego szacunku w październiku 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 6,5 proc., a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 0,2 proc.”.

Prognozy od siedmiu boleści

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację