Mieczysław Groszek: Inflacja bliżej ludzi

Inflacja jest fenomenem metafizycznym. Postrzegana jako przedmiot wiary: w społeczeństwie są tacy, którzy w nią nie wierzą.

Publikacja: 24.05.2023 03:00

Mieczysław Groszek: Inflacja bliżej ludzi

Foto: Adobe Stock

Pisałem na tych łamach już dwa razy o inflacji. W tym czasie we wszystkich możliwych mediach temat nie schodził z agendy. Nie tylko zresztą w mediach. To jest coś, co nas oplata, omotuje, nie daje przejść obok. Czyli jest też tematem wszelkich rozmów, a także – co ważniejsze – czynnikiem, który wpływa na bieżące decyzje ekonomiczne i planowanie. W różnej skali w zależności od poziomu – czy to kieszeń ucznia, portfel singla, finanse gospodarstwa domowego czy też firmy operującej na rynku. Zawsze jednak negatywnie.

Inflacja to synonim niepewności, przymusowego oszczędzania lub przyspieszonych wydatków, cięcia kosztów i obniżania gramatury towarów, w tym niestety także np. kostki masła.

To „operacyjne” dostosowywanie się praktycznie wszystkich, bo nikogo to nie omija, rodzi powszechną potrzebę zrozumienia i analizy. Głównie po to, aby odpowiedzieć na pytanie, skąd się to wzięło i jak długo to potrwa.

Rząd podobnie jak na wszystkie inne trudne problemy odpowiedzi ma proste, a diagnozy trafne.

Każde zło, a inflacja niewątpliwie jest złem, przychodzi z zewnątrz. Tym razem głównie ze Wschodu. Zachód też ma swój wredny udział, ale tu wyjątkowo mniejszy niż Putin. Za to na wszystkie te plagi mamy najlepsze w świecie środki zaradcze, nazywane tarczami. I to działa.

To, że jedne tarcze popadają w kolizję z innymi, to już czepianie się. Większość tarcz polegała na prawie niekontrolowanych wypłatach, nazwanych ostatnio przez Andrzeja Dudę pieniędzmi z helikoptera. Ale tylko ortodoksyjni doktrynerzy monetaryzmu w stylu Leszka Balcerowicza twierdzą, że to wzmaga inflację. Tak może być gdzie indziej, ale nie u nas. My mamy Narodowy Bank Polski, który stoi na straży wartości polskiego pieniądza.

Ale wróćmy do bezradnych Polek i Polaków, którzy chcą zrozumieć, dlaczego tak się stało i kiedy to się skończy? Otóż krótki słowniczek, wychodzący poza hermetyczny język uczonych i propagandowy slang partii i rządu:

1. Inflacja jest zjawiskiem geograficznym. Aby zrozumieć, skąd się bierze, jak przebiega i kiedy się kończy, należy poznać geografię fizyczną. Szczególnie jak kształtują się płaskowyże, zwłaszcza te w Argentynie. Ostatnio inflacja tam jest w fazie przechodzenia z niżej położonego płaskowyżu (Pampas) na poziom Patagonii. To przejście zarówno w metrach nad poziomem morza, jak i w procentach robi duże wrażenie.

2. Inflacja jest fenomenem metafizycznym. Czyli jak w każdej metafizyce także i tu zjawiska postrzega się jako przedmiot wiary lub innej inspiracji nadprzyrodzonej. Czyli w społeczeństwie są tacy, którzy po prostu nie wierzą w inflację. Oto przykład. Minister Anna Moskwa idzie do swojego niesieciowego sklepu i powtarza sobie jak zaklęcie – nie ma inflacji, nie ma inflacji… Wchodzi do sklepiku i co? Nie ma inflacji. Szkoda, że pani minister zagląda tylko do jednego sklepu.

3. Inflacja jest pojęciem z zakresu logiki matematycznej. Jeśli ten agregat rośnie, bo rosną jego składowe, czyli ceny, to logiczne jest, że będzie obniżał się, gdy spadają ceny. Dziennikarz w sensownym medium przekazuje informację, że inflacja spadła z 16,7 proc. do 14,6 proc. (oczywiście, aby brzmieć poważnie, mówi o punktach procentowych). I komentarz: – To nie jest jeszcze ta wiadomość, na którą czekamy. Poczekajmy, kiedy zaczną spadać ceny.

Tu jest pełna ortodoksja. Nie wystarczy nam spadek inflacji. Jak już zrobiliście ten numer z inflacją, czyli szalonym wzrostem cen, to jedynym sposobem na poprawę jest ich obniżka. Najlepiej do poziomu sprzed inflacji.

Może ten słowniczek nie wyjaśnia wszystkich spraw związanych z inflacją, ale na pewno nie jest gorszy od tego, co mówi prezes NBP, premier Mateusz Morawiecki, rzecznik PiS, minister Anna Moskwa, Janusz Kowalski i dziennikarze różnych mediów.

Pisałem na tych łamach już dwa razy o inflacji. W tym czasie we wszystkich możliwych mediach temat nie schodził z agendy. Nie tylko zresztą w mediach. To jest coś, co nas oplata, omotuje, nie daje przejść obok. Czyli jest też tematem wszelkich rozmów, a także – co ważniejsze – czynnikiem, który wpływa na bieżące decyzje ekonomiczne i planowanie. W różnej skali w zależności od poziomu – czy to kieszeń ucznia, portfel singla, finanse gospodarstwa domowego czy też firmy operującej na rynku. Zawsze jednak negatywnie.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację