Mariusz Janik: Gdy diesel zadrży ostatni raz

Niespełna 130 lat po tym, jak Rudolf Diesel opatentował swój nadzwyczaj efektywny typ silnika, historia tej konstrukcji zaczyna dobiegać końca. Ciągną się za nią smród współwiny za zmiany klimatyczne i boleśnie wysokie paragony.

Publikacja: 29.12.2022 21:00

Mariusz Janik: Gdy diesel zadrży ostatni raz

Foto: AdobeStock

Niegdyś było to paliwo do zadań specjalnych: dla ciężarówek czy ciężkiego sprzętu budowlanego. Pod strzechy diesel zszedł po kryzysie paliwowym lat 70.: silniki tego typu były wydajne, niezawodne i pozostawiające za sobą męską, intensywną chmurę dymu niczym czerwone marlboro.

Ale takie mamy czasy, że ten ciemny obłok zaczął przeszkadzać. Jedną z wad konstrukcji Diesla jest to, że emisji z tego silnika nie da się w prosty sposób kontrolować. W ostatnich latach zaczęło się zatem rugowanie diesla z przestrzeni publicznej. Ateny, Berlin, Bruksela, Madryt, Paryż – dziś samochodem napędzanym dieslem trudno wjechać do wielu europejskich miast.

Niby dobrze – ucieszył się jeszcze przed kryzysem energetycznym kierowca po wschodniej stronie Odry. Przyzwoite samochody będą tańsze, Niemiec będzie płakał po dwakroć, jak będzie sprzedawał. Na przygranicznych trasach zaroiło się od lawet, polska motoryzacja porzuciła 30-letnie szroty dla 15-letnich dieselków.

Czytaj więcej

Na rynku paliw cisza przed burzą. Na razie kierowcy mogą odetchnąć

Ale potem na nabywców tych cudeniek zaczęły spadać kolejne ciosy. Do gry o diesla weszły statki, które przez lata używały mocno zasiarczonej wersji tego paliwa, ale wskutek nowych regulacji musiały własny obłok spalin z tej siarki wyczyścić. Potem przyszedł kryzys energetyczny i paliwa podrożały. A wreszcie, wybuchła wojna i odcięła Europę od wschodnich dostawców. Litościwie kilka dni temu Kuwejt wysłał do Europy statek z 66 tys. ton diesla, ale to jak wysłać Europie 66 tys. maseczek w apogeum pandemii. Eksperci zapowiadają, że sytuacja się nie zmieni: koszmarnie dymiące będzie koszmarnie drogie.

Cóż, Unia Europejska już i tak wydała na diesla wyrok śmierci: po 2035 r. nie będą już powstawać pojazdy z silnikami spalinowymi, diesel czy nie. Niedobitki tych, które dziś są na drogach, pewnie jeszcze trochę pojeżdżą – o ile ich kierowcy uniosą koszty użytkowania. Paradoksalnie to paragony za paliwo mogą sprawniej uruchomić na tym rynku proces zielonej transformacji niż Bruksela. Tak czy inaczej, historia przyjaźni przeciętnego kierowcy z konstrukcją Diesla najwyraźniej dobiega końca, co w motoryzacji oznacza kres pewnej historycznej epoki. Ale może to i, khe-khe, dobrze.

Niegdyś było to paliwo do zadań specjalnych: dla ciężarówek czy ciężkiego sprzętu budowlanego. Pod strzechy diesel zszedł po kryzysie paliwowym lat 70.: silniki tego typu były wydajne, niezawodne i pozostawiające za sobą męską, intensywną chmurę dymu niczym czerwone marlboro.

Ale takie mamy czasy, że ten ciemny obłok zaczął przeszkadzać. Jedną z wad konstrukcji Diesla jest to, że emisji z tego silnika nie da się w prosty sposób kontrolować. W ostatnich latach zaczęło się zatem rugowanie diesla z przestrzeni publicznej. Ateny, Berlin, Bruksela, Madryt, Paryż – dziś samochodem napędzanym dieslem trudno wjechać do wielu europejskich miast.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację