W opinii opublikowanej niedawno w „Rzeczpospolitej" zwracał on uwagę, że choć małe jest piękne, to polskiej gospodarce pilnie potrzebne jest większe.
Tę opinię potwierdzają najnowsze dane Eurostatu porównujące udział nakładów inwestycyjnych w PKB, w których Polska dość znacząco odstaje od wielu państw Unii Europejskiej. Choć w wydatkach konsumenckich trzymamy się średniej, czemu sprzyja nasze przekonanie o wyższości własnych mieszkań nad wynajmowanymi, to krajowy wynik ciągną w dół niewielkie inwestycje przedsiębiorstw. Trudno się temu dziwić, skoro wśród ponad 1,8 mln podmiotów gospodarczych dominują samozatrudnieni i mikroprzedsiębiorcy (96 proc.).
Średnich i dużych firm jest nieco ponad 17 tys., ale to tam powstaje powyżej 40 proc. wartości dodanej całego sektora. Na te firmy przypada też znaczna część inwestycji. Mikro- i małym firmom trudniej jest pozyskać kapitał, na co zwracają też uwagę właściciele start-upów. Twierdzą, że choć nie brakuje funduszy na fazę „start", to potem dużo trudniej o finansowanie na kolejną fazę „up", czyli osiągnięcie większej skali.
To samo mówią w debatach „Rzeczpospolitej" menedżerowie i właściciele spółek – wizytówek polskiej przedsiębiorczości. Zwracają uwagę, że politycy hołubiący (niezależnie od opcji) „misie", czyli małe i średnie firmy, zapominają, że krajowe „grube ryby" biznesu to zaledwie płotki w europejskim morzu czy globalnym oceanie.
Zdaniem prof. Cieślika czas zerwać ze stereotypem, a nawet afirmacją, małego i słabego przedsiębiorcy. Ten stereotyp wyznaje chyba resort zdrowia, który chce wspierać apteki prowadzone przez aptekarzy, usuwając im z rynku większego konkurenta, jakim są apteczne sieci. Najwyraźniej uważa, że małe jest piękne. A skoro tak, to po co rosnąć i inwestować?