Rada Polityki Pieniężnej na wrześniowym posiedzeniu zgodnie z oczekiwaniami podniosła stopy procentowe o 25 punktów bazowych. Co jednak bardziej istotne, podtrzymała co do zasady oczekiwania, że cykl podwyżek niemalże dobiegł końca. Tymczasem walka z inflacją – nie.
Inflacja w sierpniu ponownie niemiło zaskoczyła rynki wzrostem do 16,1 proc. r/r. Co prawda najprawdopodobniej wynikało to ze wzrostu cen opału, których uwzględnienie w inflacji przez GUS jest bardzo trudno oszacować z miesiąca na miesiąc, ale przyglądając się inflacji z szerszej perspektywy również trudno o nadmierny optymizm.
W kategoriach dyskrecjonalnych, gdzie popyt powinien cechować się wyższą elastycznością cenową inflacja również nadal rośnie. Co prawda od czerwca to tempo wzrostu nieco wyhamowało w porównaniu ze skokowymi wzrostami w okresie styczeń-maj, ale nadal jest za wysokie, aby myśleć o powrocie do celu inflacyjnego. A to oznacza, że konsument nadal jest zbyt mocny.
Weźmy kilka przykładów. Wzrost cen wyposażenia mieszkania przekroczył w czerwcu 10 proc. r/r. Ceny w kategorii zdrowie od maja rosną już powyżej 7 proc. r/r. Ceny rekreacji przyspieszają gwałtownie od przełomu roku i w lipcu wzrost ten osiągnął 12 proc. Nawet w kategorii odzież i obuwie, gdzie przez lata mieliśmy chroniczną deflację, wzrost wynosi już niemal 5 proc. r/r.
To nie jest czas na osiąść na laurach. Owszem polska gospodarka zwalnia i to prawdopodobnie w dość gwałtownym tempie. Indeks PMI jest nie tylko najniższy w Europie, ale także jego zmiana od początku roku jest większa niż w Niemczech i strefie euro. A turbulencje związane z reakcjami firm na skokowy wzrost rachunków za energię dopiero przed nami. Może się zatem okazać, że relatywna odporność naszego przemysłu na globalne recesje (wynikająca wcześniej przynajmniej po części z konkurencyjności cenowej) tym razem się już nie ziści.