Z daleka widać gorzej

Sukces Polski jest dobrze mierzony. Argumenty, które w opinii Capital Economics miały podważyć jego rozmiary, okazują się wątpliwe – pisze wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, w latach 1991–1992 prezes GUS.

Publikacja: 11.05.2016 19:54

Z daleka widać gorzej

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Na początku maja brytyjski think tank Capital Economics w swoim kilkustronicowym materiale napisał, że GUS najprawdopodobniej błędnie mierzy inflację, a aktualnie deflację, wskutek czego tempo wzrostu PKB jest zawyżone. Dzień później „Financial Times" przeprowadził wywiad z autorem tego materiału, który podtrzymał swoje przemyślenia. W tytule tego wywiadu zrezygnowano z trybu przypuszczającego, pisząc: „Podnoszone są wątpliwości wobec sukcesu Polski".

Równanie do sąsiadów to błąd

Capital Economics analizuje gospodarki wielu krajów i także przedstawia dla nich prognozy wzrostu gospodarczego. Przypadek tego ośrodka dobrze ilustruje tezę, że opieranie prognoz dla różnych krajów na jednolitej metodologii i prawdopodobnie podobnych modelach bez uwzględniania specyfiki krajów często prowadzi do niewłaściwych konkluzji, a nawet błędnych prognoz.

Otóż w kwietniu 2009 roku tygodnik „The Economist" przytoczył prognozę polskiego PKB przedstawioną przez Capital Economics (spadek PKB o 3 proc.). Okazała się ona najbardziej pesymistyczna, a jak pokazała przyszłość, najbardziej nietrafna ze wszystkich prognoz dostępnych w mediach. W tym czasie ośrodki krajowe uczestniczące w tzw. konsensusie londyńskim prognozowały wzrost PKB równy +0,6 proc., a ośrodki zagraniczne -0,3 proc. Prognoza rządowa wynosiła wówczas +1 proc.

Na początku 2010 roku GUS oszacował wzrost PKB w 2009 roku na 1,7 proc. W późniejszym okresie dokonał wynikającej ze zmian metodologicznych rewizji tego tempa wzrostu na 2,6 proc. W kolejnych latach prognozy Capital Economics dla polskiego PKB były nadal bardziej pesymistyczne od konsensusu kilkunastu ośrodków krajowych i zagranicznych, choć trzeba przyznać, że nie zawsze. Nadal jednak dawał się odczuć syndrom równania do sąsiadów. Nie można wykluczyć, że ekonomiści tego ośrodka, dociekając źródeł niedoszacowywania swoich prognoz PKB dla Polski, zwrócili uwagę na głębszą deflację w Polsce niż w Republice Czeskiej, na Węgrzech i na Słowacji w latach 2014–2015. Stosowanie zasady równania do sąsiadów bez uwzględnienia specyfiki krajowej prowadzi do wpadania w kolejne pułapki.

Pierwszą pułapką jest fakt, że tzw. deflatory PKB, czyli indeksy cen stosowane do przeliczeń na ceny stałe dla wyznaczania tempa wzrostu PKB w okresie panowania w Polsce deflacji, czyli w latach 2014 i 2015, były dodatnie, co dla PKB oznacza brak deflacji. Inaczej mówiąc, wzrost PKB w cenach bieżących był wyższy niż w cenach stałych. Deflacja dotyczyła zatem cen dóbr i usług konsumpcyjnych, a nie cen innych komponentów PKB uwzględnianych w szacunkach PKB.

W świetle utrzymywania się inflacji w deflatorach zastosowanych do PKB traci na znaczeniu długi wywód przeprowadzony przez Capital Economics odnoszący się do indeksów cen konsumpcyjnych CPI i HICP w Polsce, w Republice Czeskiej, na Węgrzech i Słowacji. CPI jest klasycznym krajowym wskaźnikiem inflacji, a HICP zharmonizowanym, czyli jednakowo liczonym w całej Unii. Ośrodek brytyjski zauważa, że wskaźniki te były w poprzednich latach w Polsce na poziomie około -1 proc., podczas gdy w pozostałych krajach regionu oscylowały wokół zera. Ponadto, w pierwszym kwartale 2016 roku różnice między tymi wskaźnikami wzrosły w Polsce, a w pozostałych krajach regionu były nieznaczne.

Odzieżowa pułapka

Drugą pułapką, w jaką wpadł brytyjski think tank, jest brak rozeznania polskiego rynku odzieżowego, który podaje jako przykład wątpliwych szacunków zmian cen. Capital Economics zauważa, w latach 2002–2015 ceny odzieży i obuwia spadały znacząco przez cały czas, podczas gdy w trzech krajach regionu tylko okresowo.

Właśnie taki scenariusz ruchu cen odzieży i obuwia w Polsce ma swoje pełne uzasadnienie. Odzież i obuwie to obecnie 5,5 proc koszyka inflacyjnego.

Po pierwsze, nasza gospodarka jest znacząco większa niż każdy z trzech pozostałych krajów z osobna czy nawet wszystkie razem. Jest regułą, że im większy rynek krajowy, tym większe korzyści można uzyskiwać z tzw. korzyści skali, tzn. produkować długie serie, co obniża koszty i konsekwentnie ceny.

Po drugie, w przemyśle odzieżowym panuje silna konkurencja, bowiem jest to trzecia z kolei gałąź przemysłu o największej liczbie przedsiębiorstw. Natężenie konkurencji jest wzmacniane szarą strefą gospodarczą skupiającą stosunkowo dużo uczestników, w tym przede wszystkim legalnie działających przedsiębiorców zaniżających wartość swoich oficjalnych przychodów. Konkurowanie niską ceną jest najczęściej spotykaną strategią w tym segmencie przemysłu.

Presja na obniżanie cen

Po trzecie, w trzech krajach regionu inwestorzy zagraniczni dominują w przemyśle odzieżowym, podczas gdy w Polsce kapitał zagraniczny jest w nim bardzo słabo reprezentowany. Stanowi on zaledwie 5 proc. liczby przedsiębiorstw. W odróżnieniu od krajów naszego regionu w Polsce miała miejsce imponująca restrukturyzacja przemysłu krajowego.

Zniknęła większość peerelowskich przedsiębiorstw, a na ich miejsce weszły świetnie zarządzane firmy prywatne stosujące model biznesowy polegający na tworzeniu licznych marek o nazwach w języku angielskim i korzystaniu z taniej siły roboczej głównie w Azji. Model biznesowy przewiduje także szybką wymianę kolekcji ubrań, co prowadzi do niskich cen szybko zużywającej się odzieży. Pojawiły się też wyspecjalizowane marki dostosowane do potrzeb i wymagań różnych segmentów rynku. W efekcie obserwuje się presję na obniżanie cen, czyli zjawisko, którego nie obserwujemy w przemyśle odzieżowym zdominowanym przez kapitał zagraniczny w innych krajach regionu. Można przyjąć, że w krajach tych inwestorzy zagraniczni nie tworzą presji na obniżanie cen.

Po czwarte, niekwestionowanym faktem jest niski poziom cen w Polsce. Eurostat podaje, że wśród krajów Unii jedynie w Bułgarii jest on niższy niż w Polsce. Można u nas przekonać się o tym w miejscach nieodległych od granic z takimi krajami, jak Niemcy, Litwa, Słowacja, a także Czechy, skąd przyjeżdża wiele osób na zakupy w Polsce. Niskie ceny w naszym kraju, w tym ceny paliw, są magnesem dla mieszkańców krajów Unii z nami sąsiadujących.

Unijna metodologia wyklucza z koszyka inflacyjnego bardzo popularne w Polsce zakupy odzieży używanej. Można zatem przypuszczać, że GUS w pewnym sensie nie doszacowuje deflacji.

Nawet OPZZ nie ma pretensji

Jakość statystyki cen w Polsce oceniana jest pozytywnie przez rozmaitych interesariuszy, między innymi przez Eurostat. Wymowny jest fakt, że do szacunków inflacji nie mają zastrzeżeń nawet związkowcy z OPZZ, którzy w swoim czasie dokładnie prześwietlali sposób pracy GUS przy obliczaniu inflacji.

Argumenty, które w opinii brytyjskiego think tanku miały podważyć rozmiary sukcesu gospodarczego Polski, okazują się wątpliwe. Opieranie się na analizie porównawczej z innymi krajami bez uwzględnienia specyfik krajowych nie pierwszy raz prowadzi do błędnych konkluzji.

Na początku maja brytyjski think tank Capital Economics w swoim kilkustronicowym materiale napisał, że GUS najprawdopodobniej błędnie mierzy inflację, a aktualnie deflację, wskutek czego tempo wzrostu PKB jest zawyżone. Dzień później „Financial Times" przeprowadził wywiad z autorem tego materiału, który podtrzymał swoje przemyślenia. W tytule tego wywiadu zrezygnowano z trybu przypuszczającego, pisząc: „Podnoszone są wątpliwości wobec sukcesu Polski".

Równanie do sąsiadów to błąd

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację