Stacja Warszawa Wschodnia, tor szósty. Piątek, godzina 20.24. Właśnie rusza pociąg do Kijowa. Jest pełen wracających do domu Ukraińców. Wracają, bo po koszmarze rosyjskiej ofensywy w ich stolicy zrobiło się trochę bezpieczniej. Bo praca czeka. I szkoła też.
W ten weekend była prawosławna Wielkanoc i w tych powrotach jest coś, co wpisuje się w doroczny triumf życia nad śmiercią i złem. Owszem, wojna się jeszcze nie skończyła, wschód Ukrainy nadal krwawi, ale kraj desperacko pragnie powrotu do normalności. I już się do tego przygotowuje. Właśnie sonduje w Polsce możliwości nawiązania współpracy przy odbudowie. Ministerstwo Aktywów Państwowych na prośbę strony ukraińskiej zarządziło szybki przegląd gotowości podległych mu firm do takiego przedsięwzięcia. To bardzo dobra inicjatywa. Nie należy się jednak ograniczać do spółek z udziałem Skarbu Państwa. Koniecznie trzeba do współpracy zaprosić biznes prywatny.
Po pierwsze, podnoszenie ukraińskich miast i miasteczek z ruin będzie wielkim projektem budowlanym, a w Polsce w tym sektorze dominują właśnie firmy prywatne. Po drugie, skala zniszczeń jest ogromna – Ukraińcy szacują straty materialne spowodowane agresją rosyjską na 0,5 biliona dolarów. Odtworzenie infrastruktury i odbudowa zakładów pracy będą ogromnym projektem na skalę kontynentu, pobudzającym wzrost gospodarczy całej Europy. Pracy starczy dla każdego.
Oczywiście, odbudowa w tej skali oznaczać będzie gigantyczny skok popytu na stal, cement i inne materiały. A w ślad za tym wzrost ich cen. I gigantyczny popyt na fachowców z branży budowlanej. Dotychczas sytuację ratowali nam Ukraińcy. Warto więc zawczasu zastanowić się, kto mógłby ich zastąpić, gdy wezmą się do odbudowywania własnego kraju. Zapewne niezbędne będzie uchylenie drzwi dla imigracji zarobkowej spoza Europy.
Tak jak Ukraina nie została sam na sam z wrogiem w czasie wojny, tak nie zostanie sam na sam z ruinami, gdy po śmierci i zniszczeniach wreszcie zatriumfuje życie. A do ukraińskich miast ruszą kolejne pociągi z wracającymi do domu uchodźcami.