Po co GPW agencja? Małe spółki notowane na obligacyjnym rynku Catalyst mają kłopoty z płaceniem globalnym tuzom za ocenę ratingową, a inwestycje w obligacje korporacyjne zawsze są obarczone pewnym ryzykiem, co widać po przyzwoitym oprocentowaniu takich papierów. Diabeł jednak, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
Property Lease Fund, Vedia, Constrem, Velto Cars, Runicom – nazwy tych firm mogą czytelnikom niewiele mówić, ale tym, którzy zainwestowali pieniądze w ich obligacje, są znane i wywołują bolesne wspomnienie. Firmy te nie spłaciły w czerwcu na czas swoich obligatariuszy (część kapitału, część odsetek). Do listy czerwcowych wysp ryzyka można jeszcze dodać Rank Progress i Pragma Faktoring, które musiały zaciągnąć kredyty, by wykupić obligacje. Warto wspomnieć o kłopotach Kerdosu sprzed kilku miesięcy. Choć nie wszystkie z tych firm skorzystały z emisji na rynku Catalyst, nie zmienia to faktu, że problem nadmiernego ryzyka obligacji korporacyjnych przybiera ostatnio na sile. Niezależna, powiązana z rynkiem kapitałowym lub bankami, agencja na pewno pozwoliłaby to ryzyko dokładnie określić. Pytanie jednak, czy agencja ta byłaby w stanie wziąć na siebie pewną dozę odpowiedzialności za własne wyceny ryzyka. Jeśli tak, usługa ta musiałaby kosztować. Czy na pewno byłaby wtedy tańsza od zachodniej konkurencji?