W panice opuszczali domostwa lub z bronią w ręku wypatrywali wroga. To był prawdziwy pokaz potęgi słowa. W ostatnim czasie także w naszym kraju można było zauważyć udane próby siania zamętu za pomocą nadmiaru słów lub ich niedoboru. Niestety, słuchacze zaliczali się do tych najwrażliwszych – bo byli nimi inwestorzy, krajowi i zagraniczni.
Powszechnie wiadomo, że inwestycje lubią stabilne podstawy, przewidywalność i przyjazne otoczenie. To jasne, bo jeśli ktoś chce inwestować, będzie szukał możliwości znajdujących się jak najdalej od huraganów – zarówno pogodowych, jak i politycznych.
Całkiem niedawno w Sejmie można było usłyszeć, że wartość akcji spółek energetycznych zostanie podniesiona, aby budżet został zasilony większym od nich podatkiem. Wiadomość dla budżetu całkiem dobra, jednak jak na nią zareagują inwestorzy, którzy przecież są nastawieni na wypłatę dywidend? Pewnie koszy z kwiatami pomysłodawcy nie poślą. A ci, którzy dopiero myśleli o inwestycjach energetycznych nad Wisłą, raczej zrobią w tył zwrot.
To był jednak dopiero początek nadwiślańskiej edycji „Wojny światów", bo potem spadła kolejna informacyjna bomba. W mediach szumnie ogłoszono, że do takich gigantów jak Orlen, KGHM, Lotos, PGZ i Azoty wchodzi Centralne Biuro Antykorupcyjne. Podano enigmatyczne informacje, że kontrolowane będą umowy public relations, marketingowe itp.
Rozumiem, że potrzebne było wysłanie sygnału do społeczeństwa, że wszelkie patologie będą w spółkach państwowych tępione. Ale postąpiono jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany! Przecież ten sygnał został też odebrany przez inwestorów zagranicznych, a oni subtelności naszej sytuacji społeczno-politycznej znać nie muszą! Za to mogą przeczytać w ustawie o CBA, że to służba specjalna powołana „do zwalczania korupcji w życiu publicznym i gospodarczym, w szczególności w instytucjach państwowych i samorządowych, a także do zwalczania działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa". Czyli wyłania się jasny obraz: służba specjalna wzięła w obroty np. KGHM. Co robić? Inwestować czy uciekać? Niech sobie sami państwo odpowiedzą. Wskazówką mogą być spadki kursów tych spółek na GPW po rozpoczęciu kontroli. A przecież skontrolować je mogła Najwyższa Izba Kontroli i w zależności od wyników można było następnie włączyć CBA, prokuraturę itd.