Do dziś pamiętam, że właśnie od 6 grudnia zaczynało się u nas wielkie odliczanie do Bożego Narodzenia. Dlatego być może trudno mi odnaleźć się w nowej rzeczywistości spod znaku choinek sprzedawanych już pod koniec października i promocji świątecznych ruszających na dwa miesiące przed świętami.
Wydaje mi się jednak, że jestem w mniejszości, bo komercjalizacja Bożego Narodzenia ma się nad Wisłą coraz lepiej. Nakręcają ją handlowcy, chcący jak najlepiej wykorzystać dla siebie czas zakupowych żniw. Robią to tym chętniej, że konkurencja i nasycenie rynku sięgają zenitu. A to sprawia, że walka o konsumentów jest coraz trudniejsza. W efekcie z roku na rok przedświąteczne targowisko próżności rusza coraz wcześniej.
Nie byłoby to możliwe, gdyby działania sieci i sklepów nie trafiały na podatny grunt. Polacy nigdy nie oszczędzali na świętach, co więcej, z łatwością przychodzi adaptacja zachodnich wzorców (na przykład w USA szał przedświątecznych zakupów zaczyna się z dużym wyprzedzeniem, a jego kulminacja przypada na Black Friday, czyli dzień wyprzedaży tuż po listopadowym Święcie Dziękczynienia). Z badań GfK przygotowanych na zlecenie firmy Mars Polska, producenta znanych słodyczy, wynika, że już co piąty Polak 31 października świętuje Halloween. W grupie osób między 16. a 25. rokiem życia odsetek ten wzrasta do 28 proc.
Swoistą tradycją stało się w Polsce przedświąteczne robienie prezentów dla całej rodziny w postaci nowego telewizora czy sprzętu RTV lub AGD. W tym roku rekordowemu popuszczeniu pasa sprzyja z pewnością program 500+. Wiele rodzin może pozwolić sobie na taki duży zakup po raz pierwszy. Część zrobi go także dlatego, że comiesięczne dotacje na dzieci zwiększają ich poczucie bezpieczeństwa finansowego. Niemniej handel wygrywa z tradycją.