Porównania z najbogatszymi krajami Europy nie mają sensu, bo wyniki są dość oczywiste. Uzasadnioną złość mogą wzbudzić jedynie dane pokazujące, że Grecy, których gospodarka tkwi w permanentnym kryzysie, są przeszło dwa razy zasobniejsi od nas. Kiedy przeglądałam takie badania i statystyki w ostatnim czasie, najciekawsze były dla mnie zestawienia pokazujące proporcje (kto woli dysproporcje) wewnątrz kraju.

Dane w tej materii przyniósł raport PI Research na zlecenie BZ WBK pokazujący, jak mocno zwiększą się aktywa Polaków w średnim horyzoncie, m.in. w wyniku dziedziczenia. Przy okazji pokazał też stan majątkowy Polaków w różnych grupach społecznych i – jak się okazuje – największy majątek zgromadzili rolnicy, bo łączna wartość ich zasobów to 2,8 bln zł, co oznacza, z posiadają 42 proc. majątku ogółem. Średnio jest to 604 tys. zł na gospodarstwo. I przy tej okazji – po raz kolejny – zastanawiam się, jak długo będzie to uprzywilejowana grupa przy kolejnych podejściach do reformy systemu podatkowego (bez względu na to, w jakim modelu) i emerytalnego.

Przypomnę jednocześnie, że jest to grupa, która najbardziej skorzystała na unijnych funduszach. Jednocześnie w przyszłym roku na dotacje do KRUS budżet wyda 17 mld zł. Nie twierdzę, że każdy rolnik to bogacz, i wiem, że nie jest to łatwy kawałek chleba, ale ciężko pracują też inne grupy zawodowe, a na takie przywileje nie mogą liczyć. Nie widzę powodów, dla których mają być równi i równiejsi (do tych drugich należą też służby mundurowe). Politycy powinni pamiętać, że prawo głosu mają też inne grupy społeczne.