Zastanówmy się jednak, jak miałby wyglądać nowy, wspaniały świat, bez pośredników kredytowych inkasujących prowizję od banków. Zamiast uruchamiać wyobraźnię i myślenie życzeniowe, najlepiej przyjrzeć się temu, jak działa to w innych krajach. Wiedzy takiej dostarcza m.in. raport przygotowany kilka lat temu na potrzeby Dyrekcji Generalnej ds. Rynku Wewnętrznego i Usług Komisji Europejskiej. Można znaleźć tam m.in. taki przykład: włoski klient zlecił pośrednikowi znalezienie kredytu spełniającego określone graniczne warunki, takie jak oprocentowanie. Pośrednik z zadania się wywiązał, ale w międzyczasie klient otrzymał korzystniejszą ofertę od własnego banku, co skłoniło go do odstąpienia od umowy. W związku z tym, tytułem odszkodowania za daremną pracę pośrednika musiał zapłacić 1600 euro kary. W systemie, gdzie prowizję płaci bank, klienci nie są narażeni na takie sytuacje.
W razie wprowadzenia w życie proponowanych zmian prawdopodobne jest, że pośrednictwo finansowe w Polsce straci na znaczeniu. Co pojawi się w jego miejsce? Większy ciężar będą musiały wziąć na siebie banki, rozwijając kanały sprzedaży. W ten sposób ograniczona zostanie możliwość porównania ofert instytucji finansowych: klient chcący znaleźć najlepszy kredyt dla siebie, będzie musiał tracić dziesiątki godzin, prowadząc poszukiwania na własną rękę. To zbędny koszt transakcyjny dla gospodarki. Korzystając z efektów skali, znajomości rynku i sieci relacji z bankami, pośrednik jest w stanie wykonać tę pracę dużo mniejszym nakładem.
Konflikt interesów między klientem a pośrednikiem jest poważnym problemem, który od kryzysu znalazł się w szczególnym zainteresowaniu ekonomistów, prawników i regulatorów. Powstało wiele modeli regulacji rynku. Na ich tle zakaz pobierania prowizji przez pośredników prezentuje się jako narzędzie prymitywne.
Istnieje wiele możliwych rozwiązań problemów, którymi chce zająć się rząd, popychany dodatkowo do działania przez dyrektywę UE. Wśród nich można wskazać zwiększenie przejrzystości relacji między pośrednikiem a instytucją udzielającą kredytu, osiągane poprzez wprowadzenie wymogu informowania klienta o tym, od jakich banków pobiera prowizje i w jakich kwotach. Miałby on wówczas możliwość sprawdzenia, czy oferuje mu się dany kredyt wyłącznie ze względu na wysokość prowizji. W taką stronę zmierzały propozycje Ministerstwa Finansów. Ostatecznie jednak z niejasnych względów przeważyła koncepcja całkowitego zakazu forsowana przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Ponadto w niektórych europejskich krajach jest wymóg zawarcia odrębnej pisemnej umowy między pośrednikiem a konsumentem, jasno określającej zasady oraz naturę ich relacji. Istnieją też zasady określające zakres doradztwa na rzecz klientów gwarantujące, że jest ono adekwatne do ich poziomu wiedzy finansowej, a oferowane produkty odpowiadają ich potrzebom. Gdyby zaś już doszło do tzw. missellingu (sprzedaży kredytu niedopasowanego do klienta – red.), konsumenci dysponują sprawną ścieżką rozstrzygania sporów i dochodzenia swoich praw przed dedykowaną do tego instytucją. W polskich warunkach mógłby to być rzecznik finansowy.
Co więcej, wynagrodzenie otrzymywane przez pośredników nie musi być wypłacane jednorazowo tuż po zawarciu umowy kredytowej z bankiem. Istnieją modele, w których wypłata prowizji jest rozłożona na dłuższy okres i uzależniona np. od rzetelnego wywiązywania się kredytobiorcy z zobowiązań oraz w jakiejś mierze również od tego, czy nie doszło do sprzedaży niewłaściwego produktu finansowego. W konsekwencji pośrednik, zamiast być nastawionym tylko na zamknięcie transakcji i pozyskiwanie kolejnych klientów, musiałby rozważniej podchodzić do tego, komu sprzedaje kredyt. Beztroskie podejście do sprawy może nieść istotne konsekwencje finansowe. Takie rozwiązanie mogłoby w szczególności przeciwdziałać pompowaniu przez pośredników baniek spekulacyjnych na rynku nieruchomości w okresie boomu.