Po raz kolejny załamuje się podstawa bezpieczeństwa energetycznego, w myśl której kraj powinien wytwarzać przynajmniej tyle energii, ile potrzebuje, a nadwyżkę eksportować. Obraz się dopełnia, gdy dołożymy do tego niewystarczające wydobycie węgla na Śląsku i sięganie po import surowca z Rosji oraz poważne problemy z podażą energii, co po 2020 r. prognozują Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Na pulpicie ministra energii powinny świecić się już trzy czerwone lampki alarmowe. Z systemem energetycznym jest źle i zmierzamy w kierunku blackoutu.
Beata Szydło szła do wyborów z hasłem obrony węgla za wszelką cenę. Na ratowanie kopalń poszły miliardy – z mizernym skutkiem. Kopalnie nie są w stanie dać tyle węgla, ile energetyka potrzebuje, a samo wydobycie surowca staje się coraz droższe. W skutek zaostrzających się limitów środowiskowych UE spalanie czarnego złota będzie kosztowało coraz więcej. Brniemy w ślepy zaułek, a koszty tylko rosną.
Reforma polskiego systemu elektroenergetycznego wymaga – jak w przypadku członkostwa w NATO i UE – ponadpartyjnego porozumienia. Inwestycje liczone w miliardach złotych planowane są na dekady, a nie okresy między wyborami. A u nas jeden rząd wspiera odnawialne źródła energii, drugi je właściwie wygasza. Poprzedni gabinet planował budowę siłowni jądrowej, obecny w tej sprawie meandruje niczym Biebrza – raz podtrzymuje plany, później się wycofuje...
Warto wypracować spójną strategię na lata, bo chodzi nie tylko o interes jednej czy drugiej grupy zawodowej, ale też o konkurencyjną gospodarkę z niskimi kosztami energii i rozwój Polski. Czystej Polski.