Gdyby zrobić sondaż i zapytać Polaków, co dzieje się na warszawskiej giełdzie, prawdopodobnie zdecydowana większość wskazywałaby, że nic szczególnego, a część – że nic szczególnie pozytywnego. Nic bardziej mylnego. Od 8,5 roku mamy hossę. I to nie tylko na światowych giełdach, ale także u nas, przy Książęcej.
Hossa na rynkach finansowych rozpoczęła się w I kw. 2009 r. i trwa z korektami aż do dziś. W tym czasie główne indeksy giełdowe, takiej jak amerykański S&P500 i niemiecki DAX, zyskały ok. 250 proc., a WIG 200 proc. Ostatnia średnioterminowa fala wzrostowa rozpoczęła się po wyborze Donalda Trumpa w listopadzie 2016 r. Od tamtej pory indeksy zyskały od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Mimo to hossa nie została zauważona przez szerszą rzeszę potencjalnych inwestorów. Dlaczego?