20 lat prywatyzacji i co dalej?

- Sukces prywatyzacji w najbliższych kilku latach może zdecydowanie się przyczynić do wzmocnienia polskiej gospodarki i naszego rynku kapitałowego - pisze Jacek Chwedoruk

Publikacja: 05.02.2010 03:11

Jacek Chwedoruk był w latach 1990 – 1991 dyrektorem departamentu w Ministerstwie Przekształceń Własn

Jacek Chwedoruk był w latach 1990 – 1991 dyrektorem departamentu w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, zajmował się pierwszymi prywatyzacjami, obecnie jest dyrektorem zarządzającym banku inwestycyjnego Rothschild Polska

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

W czasie ubiegłorocznych obchodów 20. rocznicy powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego wspomniano także początki programu prywatyzacji, który był w zamierzeniu istotnym elementem planu Balcerowicza. Jak wynika jednak z wypowiedzi samego autora planu, prywatyzacja na początku lat 90. posuwała się za wolno, żeby być istotnym wzmocnieniem innych reform makroekonomicznych. Wprawdzie gospodarka rynkowa powstała szybko w oparciu o rosnący udział nowo powstałego sektora prywatnego, ale sprzedaż państwowych przedsiębiorstw napotykała duży opór.

W pierwszych miesiącach pracy zespół prywatyzacyjny kierowany przez zmarłego kilka lat temu Krzysztofa Lisa skupił się przede wszystkim na zwalczeniu wszystkich pomysłów rozdawnictwa akcji i majątku. Pochodziły one od wielu znanych i nieznanych profesorów ekonomii, działaczy związkowych i lewicowych, ale także ze środowiska liberałów gdańskich. Ten ostatni pomysł uzyskał formę operacyjną i został w drugiej połowie lat 90. wdrożony w formie programu masowej prywatyzacji.

Masa krytyczna prywatyzacji została jednak przekroczona pod koniec lat 90. dzięki sprzedaży dużych firm inwestorom strategicznym (np. banki Pekao, Śląski, BZ i WBK, TP SA), ofertom publicznym oraz wielu prywatyzacji likwidacyjnych, leasingów pracowniczych i lokalnych aukcji średnich i małych przedsiębiorstw. Ten model oparty na różnorodnych technikach sprzedaży firm stanowi zasadniczą różnicę i tajemnicę sukcesu polskiej prywatyzacji w porównaniu z większością krajów Europy Środkowo- Wschodniej. Kraje, które zastosowały totalitarne metody typu „kuponowka” czy rozdawnictwo akcji pracownikom, jak Czechy czy Rosja, wytworzyły słaby rynek kapitałowy i doprowadziły do powstania rażących niesprawiedliwości w dystrybucji majątku.

[srodtytul]Populistyczne hasła[/srodtytul]

Od końca lat 90. następował jednak coraz większy opór materii przy prywatyzacji związany zarówno z brakiem stabilności politycznej w Polsce, jak i wstrząsami gospodarki globalnej (np. pęknięcie bańki internetowej, atak na Word Trade Center).

[wyimek]Oparcie się na różnych technikach sprzedaży firm stanowi zasadniczą różnicę i tajemnicę sukcesu polskiej prywatyzacji [/wyimek]

Łatwość wykorzystywania populistycznych haseł antyprywatyzacyjnych doprowadziła nawet do pewnego cofnięcia intelektualnego, jak jałowa dyskusja, czy prywatne jest bardziej efektywne, wieczne czekanie na wyższą cenę i pojęcie sreber rodowych, które w międzyczasie przyszło do Polski z coraz bardziej etatystycznych i socjalnych gospodarek Europy Zachodniej. Powstało nawet pojęcie „złodziejska prywatyzacja” jako synonim słowa „prywatyzacja”, a słowo „sprzedaż” zostało zastąpione słowem „wyprzedaż”.

W argumentacji przeciwników prywatyzacji inwestorzy okradali pracowników i likwidowali ich miejsca pracy, chociaż majątek nigdy nie należał do pracowników, a inwestycje wzmacniały konkurencyjność. Postrachem uczciwych ludzi stały się NIK i prokuratura, które w ramach swoich kafkowskich kompetencji twierdziły, że prywatyzator naraził majątek Skarbu Państwa na uszczuplenie, jeżeli sprzedał poniżej wyceny albo jeżeli sprzedał powyżej wyceny to znaczy, że zaniżył wycenę.

[wyimek]Podsłuchiwanie urzędników po to, żeby ich napiętnować za stworzenie jak najlepszych warunków do inwestycji, nie tworzy dobrych warunków do pracy[/wyimek]

Atmosfera ta miała też konkretne skutki w postaci akcji odzyskiwania utraconej kontroli państwowej np. nad giełdowym już wtedy Orlenem czy kwestionowania prywatyzacji PZU, co kosztowało nas sporo pieniędzy. Drogo też kosztowała nacjonalizacja stoczni.

[srodtytul]Nie ma dialogu z inwestorami[/srodtytul]

Przez ostatnich kilka lat prywatyzacja praktycznie ustała, co oprócz konsekwencji ogólnogospodarczych spowodowało zanik praktycznych umiejętności prywatyzacyjnych w administracji państwowej, takich jak prowadzenie rozsądnego dialogu z inwestorami czy znajomość mechaniki międzynarodowej oferty publicznej.

Polska gospodarka charakteryzuje się więc całymi sektorami, jak energetyka, górnictwo, przemysł chemiczny czy istotnymi firmami, jak PKP, LOT lub Giełda Papierów Wartościowych, gdzie własność państwa jest prawie stuprocentowa. Działa też wiele dużych firm włączonych tylko częściowo w reżim gospodarki prywatnej, jak PZU, PKO BP, KGHM czy Orlen, gdzie Skarb Państwa ma dalej większość na walnych zgromadzeniach i kontrolę operacyjną, jeżeli tylko chce.

Co gorsza, w 2008 r. polska amnezja prywatyzacyjna zbiegła się z nacjonalizacyjnymi trendami w wielu potężnych gospodarkach związanymi z ratowaniem z kryzysu przede wszystkim sektora finansowego, ale również np. przemysłu samochodowego czy linii lotniczych. Ze strachu przed koniecznością ponownej państwowej interwencji niektórzy zadają sobie pytanie: czy warto prywatyzować, jeżeli znów mogą poprosić o wielomiliardową pomoc? Nie różni się ono wiele od pytania, czy warto biegać, jeżeli znowu można się przewrócić?

Jak więc utrzymać rozsądną dotychczas polską politykę prywatyzacyjną i wspomóc nią równie rozsądną politykę gospodarczą w warunkach destabilizacji finansowej w naszym otoczeniu?

Wydaje się, że przynajmniej w zakresie prywatyzacji nie musimy wyważać otwartych drzwi, ponieważ występująca u nas różnorodność technik prywatyzacyjnych umożliwia nam gładki postęp w tej dziedzinie. Nie musimy więc na nowo ożywiać giełdy ani reformować systemu emerytalnego, bo ona jest i działa od 20 lat, a polskie towarzystwa emerytalne zarządzające prywatnymi oszczędnościami są przedmiotem zazdrości całej Europy.

Istnieją całe departamenty w Ministerstwie Skarbu i innych urzędach przygotowane do profesjonalnego prowadzenia procesów prywatyzacyjnych, firmy doradcze i audytorskie, banki inwestycyjne i biura maklerskie, które nie robią nic innego, niż tylko analizują, czy lepiej sprzedaż 10 czy 70 proc. akcji, na giełdzie czy poza nią, podwyższyć kapitał, czy zapewnić wpływy budżetowi?

Ten ostatni dylemat rozwiązuje się zresztą sam, ponieważ Skarb Państwa potrafi już rozpoznać, kiedy firma ma nadwyżki i można z niej wyjmować fundusze w postaci dywidendy (np. ostatnio giełda, PZU czy KGHM), a kiedy potrzebne jest jej dokapitalizowanie (np. PGE).

[srodtytul]Presja na sukces[/srodtytul]

Widać wyraźnie, że wysiłki prywatyzacyjne skupiają się obecnie na kilku kierunkach:

- Dostarczenie przychodów budżetowych w rozmiarze odpowiednim do rozwoju deficytu budżetowego i możliwości jego sfinansowania

- Zapewnienie środków na rozwój dużym kluczowym firmom przy ograniczeniach dotyczących koniecznego według polityków stopnia kontroli państwa

- Osiągnięcie prywatyzacyjnej masy krytycznej w wybranych sektorach, która pozwoli na ich samodzielne funkcjonowanie w gospodarce w długim okresie.

Przychody budżetowe można najłatwiej osiągnąć poprzez sprzedaż pakietów w dużych notowanych spółkach (np. Orlen, Lotos, PKO BP, KGHM, TP SA) oraz poprzez sprzedaż kontrolnych pakietów w innych (lub tych samych) dużych firmach. Ograniczeniem są tu warunki na rynkach akcji i możliwość uzyskania odpowiedniego popytu, sytuacja i zainteresowanie potencjalnych inwestorów strategicznych oraz umiejętności organizacyjne administracji i podmiotów rynkowych wykonujących transakcje.

Bardzo istotne jest stworzenie presji na sukces poszczególnych transakcji i wypracowanie strumienia projektów zapewniających sprawne działanie decydentów i wykonawców. Zapewne nie będzie się można ustrzec przed transakcjami gorszymi lub nieudanymi, jednak ważne, aby w sumie spełniły one zadanie dostarczenia przychodów po rozsądnych średnich cenach. Mogą tu wystąpić niekorzystne wydarzenia, jak np. nagła bessa na giełdzie lub wycofanie się jedynego inwestora, ale prace przygotowawcze i analityczne mają takie ryzyko minimalizować.

Niezmiernie trudne jest prywatyzowanie w krótkim czasie całych branż, np. sektora energetycznego czy chemicznego. Doświadczenie prywatyzacji sektorowej ostatnich 20 lat wskazuje, że często trwa to długie lata i wymaga kroków częściowych, np. wprowadzenia mniejszościowych pakietów na giełdę, jeżeli nie ma zainteresowania inwestorów strategicznych, lub zastąpienia prostej sprzedaży podwyższeniem kapitału lub innymi instrumentami, jak obligacje zamienne, jeżeli sytuacja finansowa spółek jest słaba, a ich wycena niska. Nie można jednak się zatrzymać i odłożyć projektów do lodówki, ponieważ majątkiem Skarbu Państwa (jeżeli już jest) trzeba zarządzać. Nie ma obawy, że zniknie Skarb Państwa – długo jeszcze będzie co robić.

Nie bez znaczenia jest tu ogólna atmosfera i motywacja do pracy ludzi zajmujących się prywatyzacją. Podsłuchiwanie urzędników państwowych po to, żeby ich napiętnować za stworzenie jak najlepszych warunków do inwestycji w niechciane przez nikogo stocznie czy wybieranie doradców prywatyzacyjnych po nierealistycznie niskich cenach, nie tworzą dobrych warunków do pracy. Nie sposób też jednocześnie lokować oferty publiczne i oczekiwać rozwoju giełdy, myśląc poważnie o odebraniu dwóch trzecich środków funduszom emerytalnym, które stanowią o sile tego rynku, szczególnie w trudnych czasach.

Tak więc polityka prywatyzacyjna wspierająca politykę gospodarczą państwa wymaga spójnych i efektywnych działań, ale nie tworzenia nowych rozwiązań, ponieważ dzięki wysiłkowi wielu kolejnych urzędników i osób oddanych reformom istnieją wszystkie potrzebne mechanizmy. Innowacja jest tu potrzebna w zakresie spójnym z postępem technik finansowych i zmianami w działaniu rynków.

Zmienia się na przykład geografia potencjalnych inwestorów ze „starego świata” w kierunku gospodarek wschodzących. Międzynarodowe oferty publiczne mają dziś większą dynamikę, krajowy rynek detaliczny wymaga ożywienia, do gry wchodzą fundusze private equity, a polskich przedsiębiorców coraz częściej stać na duże inwestycje.

Sukces prywatyzacji w najbliższych kilku latach może się znacząco przyczynić do tego, jak polska gospodarka i nasz rynek kapitałowy dadzą sobie radę z kryzysem i w jakiej mierze uzyskają podstawy do długotrwałego wzrostu. Ostatnie 20 lat daje nadzieję, że przy zachowaniu staranności w zarządzaniu państwem i należytym wykorzystaniu już istniejącego potencjału, prywatyzacja może dalej wspierać sukces gospodarczy i pomagać w trudnych czasach.

W czasie ubiegłorocznych obchodów 20. rocznicy powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego wspomniano także początki programu prywatyzacji, który był w zamierzeniu istotnym elementem planu Balcerowicza. Jak wynika jednak z wypowiedzi samego autora planu, prywatyzacja na początku lat 90. posuwała się za wolno, żeby być istotnym wzmocnieniem innych reform makroekonomicznych. Wprawdzie gospodarka rynkowa powstała szybko w oparciu o rosnący udział nowo powstałego sektora prywatnego, ale sprzedaż państwowych przedsiębiorstw napotykała duży opór.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację