Nazywany Panem Swatchem jest jednym z bardziej znanych biznesmenów ze Szwajcarii. To on uratował tamtejsze firmy zegarmistrzowskie, które w latach 80. nie radziły sobie z tanią konkurencją z Japonii i USA.
Swatch z kilkunastoma markami, takimi jak Omega czy Longines, to największy producent zegarków na świecie. Jego przychody w ub.r. spadły o 8,1 proc., do 5,4 mld franków, a zysk netto o 8,9 proc., do 763 mln franków. Na tle branży te wyniki są i tak niezłe – w ub.r. eksport zegarków ze Szwajcarii spadł o 22 proc. Dopiero w grudniu można było zobaczyć wyraźną poprawę – eksport do Chin wzrósł o 44 proc. Swatch podał, że sprzedaż w styczniu jest drugim najwyższym miesięcznym wynikiem w historii.
Duża w tym zasługa Hayeka, który niedługo skończy 82 lata, ale dalej bierze udział w zarządzaniu koncernem, którego prezesem jest jego syn. Senior urodził się w Bejrucie w prawosławnej rodzinie. Jego ojciec był dentystą, ale on wolał inną drogę życiową. Skończył Uniwersytet w Lyonie, po obronie pracy magisterskiej pojechał do Szwajcarii, gdzie zamieszkał na stałe. Szybko się ożenił, ma dwójkę dzieci.
Po sprzedaniu rodzinnych pamiątek i zdobyciu 4 tys. franków kredytu w 1963 r. otworzył firmę doradczą Hayek Engineering. Jak wspominał, był to pierwszy i ostatni raz, kiedy musiał prosić bank o pieniądze. Firma szybko zdobyła poważnych klientów. Zarządzała choćby ogromnym majątkiem ośmioletniego wówczas niemieckiego księcia Alberta von Thurn und Taxis. Dzisiaj firma pracuje dla Siemensa, Nestlé czy Banku Światowego.
Hayek współpracował też z firmami zegarmistrzowskimi. W tym czasie świat zalały tanie zegarki. Klienci zaczęli traktować je jako uzupełnienie stroju, dlatego chcieli mieć ich możliwie dużo. Ale szwajcarskie marki były na to za drogie. Ich sprzedaż tylko w 1982 r. spadła o 25 proc. Dlatego Omega, Blancpain, F. Piguet i Tissot w końcu lat 70. powołały firmę SSIH, jednak połączenie sił na niewiele się zdało. Podobnie jak w przypadku ASUAG, stworzonej przez Oris, Longines i Rado.