Nieco ponad rok temu w prasie międzynarodowej i raportach analitycznych przewinęła się fala opinii skazujących nasz region na kryzys. Jego skala porównywana była czasami z kryzysem azjatyckim pod koniec lat 90. Wszystkie kraje regionu wrzucane były do jednego worka, niezależnie od sytuacji makroekonomicznej, pozycji fiskalnej czy zależności od napływu kapitału zagranicznego.
Choć sytuacja gospodarcza w Polsce była znacznie lepsza, porównywanie z takimi krajami jak Węgry czy Ukraina stało się dość powszechne. Znalazło to konsekwencje na rynkach finansowych w postaci znaczącego odpływu kapitału i osłabienia złotego. Co ciekawe, parę miesięcy później rynki przejrzały na oczy, a w prasie międzynarodowej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kluczowym aspektem analizy krajów regionu stało się zróżnicowanie. Stało się oczywiste, że problemy krajów bałtyckich Polski nie dotyczą i nie należy nas porównywać z Ukrainą.
Mam wrażenie, że z podobną sytuacją mamy dziś do czynienia przy postrzeganiu krajów południa Europy, tzw. krajów peryferyjnych strefy euro. Problemy fiskalne Grecji posłużyły jako pretekst do zagrania na rynkach finansowych przeciwko Hiszpanii, Portugalii i Włochom. Koszty ubezpieczenia od bankructwa dla posiadaczy długu tych krajów (credit default swap) gwałtownie wzrosły. Stało się tak niezależnie od tego, że fundamenty ekonomiczne tych krajów są różne.
Portugalia ma co prawda deficyt fiskalny prawie tak duży jak Grecja, ale jej dług jest sporo niższy. Hiszpania ma o połowę mniejszy dług w relacji do PKB przy podobnym deficycie. Włochy mają podobnie jak Grecja bardzo wysoki dług, ale niewielki deficyt fiskalny i niewielki deficyt obrotów bieżących. A przecież różnic jest znacznie więcej, także jeśli chodzi o zaawansowanie w reformach.
Myślę, że w ciągu najbliższych miesięcy zmieni się postrzeganie PIGS (akronim od pierwszych liter angielskich nazw czterech krajów) zarówno przez fundusze arbitrażowe, jak i banki inwestycyjne, podobnie jak to miało miejsce rok temu w przypadku naszego regionu. Gra obrazkowa „znajdź różnice” nie jest w końcu taka trudna. Szkoda tylko, że zanim dojdzie do różnicowania oceny krajów, na rynkach dominuje efekt stadny, który zbiera swoje żniwo. Negatywne dla tych krajów, a pozytywne dla tych, którzy go wywołują.