Bogdanka debiutowała na GPW w czerwcu 2009 r. – po ponad dziesięciu latach przygotowań resort wysłał ją na giełdę w środku kryzysu. 528 mln zł z oferty publicznej było sukcesem, dlatego minister Aleksander Grad od razu zapowiedział, że Skarb Państwa w 2010 r. pozbędzie się większości udziałów w kopalni. Ba, by tak się stało, zmieniono nawet strategię dla górnictwa węgla kamiennego, która nie pozwalała oddawać w prywatne ręce większościowego udziału w polskich kopalniach. Ministerstwo Skarbu planowało zbycie walorów Bogdanki na drugą połowę tego roku. Jednak, jak mówią brokerzy, w piątek po południu padło hasło „sprzedawać”. Budowa księgi popytu – trzy godziny w poniedziałek, po zamknięciu sesji. Zainteresowanie – wszystkich 14 polskich OFE i sprzedaż nie planowanych 12,5 mln akcji, ale 15,88 mln. Doświadczenie – bezcenne.
Ale czy górniczy pionier giełdowy nie stał się trochę królikiem doświadczalnym? To na lubelskiej kopalni testowano prywatyzację górnictwa – na szczęście debiut był udany, choć eksperci rynku uważają, że gdyby doszło do niego np. w 2007 r., to kopalnia mogłaby pozyskać z rynku nawet dwa razy więcej.
Gdy w grudniu Skarb Państwa sprzedawał ok. 5 proc. udziałów w Bogdance za 116 mln zł, było to zrozumiałe – podbijał wynik prywatyzacji za 2009 r., uruchamiał procedurę udostępniania akcji pracowniczych. Wtedy sprzedał akcje po 69 zł za sztukę. Teraz – po 70,5 zł. I to po tym, gdy kopalnia podpisała gigantyczny kontrakt z Elektrownią Kozienice na dostawy paliwa za 10 mld zł oraz wykazała nieaudytowany zysk za 2009 r. – 190,8 mln zł. Od ubiegłego tygodnia jej akcje drożeją. Za dwa tygodnie spółka zaprezentuje pełne dane za 2009 r.
W grudniu i styczniu analitycy podnieśli dla niej rekomendację (DI BRE i Deutsche Bank) do „kupuj”, DB podniósł cenę docelową jej akcji z 82 do 91 zł. Powód? Rosnące ceny węgla na świecie. Gdyby więc resort skarbu poczekał – niewykluczone, że wynegocjowałby lepszą cenę. Zakładając, że byłoby to 4 – 5 zł więcej (i pamiętając, że cena emisyjna Bogdanki wynosiła 48 zł), na akcji zarobiłby od 63,5 do 79,4 mln zł więcej. Oczywiście, można powiedzieć, że to niewiele w stosunku do 1,1 mld zł (tyle OFE zapłaciły za pakiet skarbu), ale skoro rząd chce w tym roku uzbierać 27 mld zł z prywatyzacji, to każdy milion się liczy. Stare porzekadło mówi, że co nagle, to po diable.